Kiedy rok temu bracia Sekielscy zaprezentowali Tylko nie mów nikomu, mogłoby się wydawać, że nic mocniejszego, jeszcze trudniejszego do zaakceptowania w temacie skandalu pedofilskiego w polskim Kościele nie będzie się dało przedstawić. Taka była też nadzieja, oparta na założeniu, że być może coś od tego czasu zmieni się na lepsze, szczególnie w procedurze, ale też w samym myśleniu o tej sprawie samych hierarchów kościelnych. Jednak biskupa kaliskiego Edwarda Janiaka, bo jego oskarżeniem w gruncie rzeczy jest Zabawa w chowanego, sprawa jakby nie obeszła.
Druga część zapowiadanej trylogii rozliczającej polską hierarchię kościelną z pedofilią opowiada dwie historie – znaną z Tylko nie mów nikomu dramatyczną opowieść o ofiarach zwyrodniałego księdza Kani, oraz drogę do prawdy ofiar księdza Arkadiusza Hajdasza, którego przełożonym diecezjalnym jest właśnie biskup Edward Janiak. Nie ma co opisywać tej historii w szczegółach – wystarczy zaznaczyć, że sposób działania ojca Hajdasza był przemyślany, wyjątkowo perfidny i absolutnie wyłączający jakiekolwiek usprawiedliwienie jego działań. Niezmiernie współczuję ofiarom tego księdza i wszystkich innych, którzy zostali dotknięci przez tych chorych ludzi.
Jednak Zabawa w chowanego jawi się dla mnie głównie jako akt oskarżenia wobec biskupa, który zupełnie „przypadkowo” wygląda na zamieszanego w obydwie te historie. Biskup pomocniczy Wrocławia, a potem biskup kaliski Edward Janiak był przełożonym obydwu księży, którzy byli, na szczęście do czasu, bezkarni. On sam zaś wydaje się być człowiekiem nieświadomym swojej odpowiedzialności. Przez jego opieszałość (to chyba najlżejsze słowo, które przychodzi mi do głowy) kolejne osoby padały ofiarami księży, o których opowiada ten film. On zaś albo tłumaczy się niewiedzą, albo ustami rzecznika kurii mówi o innych procedurach, innych przepisach, innych, innych, innych…
Nie sposób przejść obojętnie obok takiego podejścia, takiej niemalże beztroski, która charakteryzuje te działania, takiego braku empatii dla ofiar, co ukazuje też jedna z bardziej dramatycznych rozmów ukazanych w filmie. Jest to wstrząsające i jednoznaczne oskarżenie tego księdza, który musi ponieść odpowiedzialność za to co się wydarzyło. Czy poniesie? Nie mam wątpliwości, że nie, bo Siekielscy poza oczywiście sensacyjnymi doniesieniami, prezentują też dość sprawnie sposób współpracy świeckich instytucji, szczególnie prokuratury, oraz Kościoła. Nic się w Polsce nie ukryje? Wolne żarty.
Ja wiem, że to co napisałem nie jest recenzją tego filmu. Jednak nie miałem też takiego celu – doceniam działania Sekielskich w warstwie merytorycznej i uważam, że głównie na tym należy się skupić oceniając ten wstrząsający film. Po raz kolejny Kościół nie zdaje egzaminu, po raz kolejny ofiary są bezradne i zwyrodniali księża bezkarni. Jak długo tak musi być?