Festiwal Film Magazyn Recenzja 

74. Berlinale: skąd somsiad ma pieniążki – szybka recenzja filmu „The Great Yawn of History”

Pewnego dnia Beitollah ma sen, który powraca do niego co noc. Śni o jaskinii, na końcu której ukryty jest skarb. Chciałby go zdobyć, ale na przeszkodzie stoi mu jego wyjątkowo mocna religijność, bo co jeśli ukryte złote monety nie będą halal? Bohater zdecyduje się zatrudnić do tego zadania człowieka o bardziej liberalnych poglądach. Tym kimś będzie Shoja. Razem ruszą poprzez irańską pustynię. Problem w tym, że sen Beitollaha jest mało dokładny i nie do końca wiadomo, o którą jaskinię chodzi.

The Great Yawn of History to kino drogi. Dające wgląd w dwa przeciwstawne charaktery bohaterów. Ich milczenie i strzępki rozmów pokazują specyficzną nić porozumienia na pozór zbyt odmiennych ludzi. W końcu oboje czegoś pragną, oboje śnią, a przede wszystkim są ludźmi z krwi i kości. Żyją i czują, nawet jeśli to życie ich rozczarowuje.

Poszukiwania skarbu zdają się być od początku spisane na straty. W końcu, jak dojść gdzieś, kiedy nie wiadomo dokąd się zmierza. Tak właśnie kończy się film – wielkim rozczarowaniem, smutnym wnioskiem, że czym innym jest mieć marzenia, a czym innym móc je spełniać. Z początku proroczy sen zamienia się w mrzonkę, niespełnialne marzenie o możliwości bycia kimś więcej, niż tylko szarym punktem na biernej taśmie szarej, ponurej, zdogmatyzowanej, irańskiej codzienności.

Choć film rozpoczyna się intrygująco i jego fabuła oraz akcja rosną we właściwym w tempie, to około 2/3 czasu trwania osiada on na emocjonalnej mieliźnie. Niezaangażowanemu widzowi będzie ciężko utrzymać uwagę. Mimo to uważam The Great Yawn of History za ciekawą pozycję w sekcji Encounters. Film pozostawił we mnie to poczucie fatum, przed którym ciężko się schronić. Wartym zobaczenia były chociażby piękne krajobrazy i możliwość zanurzenia się w nich.

Related posts

Leave a Comment