Magazyn 

Cwaniacy bez pracy

Czasami mam tak, że jestem głodny albo spragniony. Wtedy zazwyczaj idę do sklepu samoobsługowego, aby coś kupić. Tak też się stało pewnego dnia w Świnoujściu. O godzinie trzynastej, w środę, odwiedziłem jeden ze sklepów rozwijającej się na północy kraju sieci „Netto”. Nie brałem koszyka. Nigdy nie biorę (robiąc małe zakupy). Spacerowałem spokojnie między półkami. Wziąłem sok pomarańczowy oraz chałkę. Smacznie wyglądała. Do szczęścia brakowało mi jeszcze batonika czekoladowego. Przy półce ze słodkościami stało mnóstwo ludzi. Powiedziałem „przepraszam” i sięgnąłem ręką po batonika. Cud uchronił mnie przed ciosem pana w zielonej kamizelce. „Na koniec kolejki!” – powiedział do mnie uprzejmie. Jakiej kolejki? Kolejki do jedynej czynnej kasy. Jedynej na osiem. Przypomniały mi się twarze bezrobotnych wypowiadających się w telewizji; przeklinali Polskę, krzyczeli, że brak dla nich miejsc pracy. Przed oczami migały mi kolorowe wykresy przedstawiające procent Polaków bez zatrudnienia . Ocknąłem się, gdy kolejka doszła do półki z artykułami chemicznymi. Wciąż brakowało kilkunastu metrów do kasy. Czekałem, czekałem. Wreszcie dotrwałem do momentu, kiedy wybrane produkty kładzie się na czarną ruchomą taśmę. Wziąłem plastikowy odgradzacz i odseparowałem swoje zakupy od zakupów pana w zielonej kamizelce. Czekałem, czekałem. Nadeszła moja kolej. Ruda i groźnie wyglądająca kasjerka szarpała moje produkty, energicznie przesuwała przez swój pipczący automat sprawdzający ceny i mocno rzucała w stronę worków foliowych, na metalową półkę. Podałem należność, mówiąc „proszę uprzejmie” i spakowałem zakupy. Była godzina 14:12. Wyszedłem ze sklepu. Sok zrobił się ciepły, chałka sucha, a batonik się całkowicie roztopił. Pomyślałem, że denerwowanie się na kogokolwiek byłoby przesadą. W milczeniu opuściłem parking i poszedłem przed siebie.

Related posts