Film Magazyn Recenzja 

Esej o rasizmie – ,,Nie jestem twoim murzynem”, recenzja

Dokument oparty o twórczość Jamesa Baldwina, będącego obok Ralpha Ellisona jednym z pionierów literatury Afroamerykańskiej dwudziestego wieku, może się z początku wydawać pomysłem mocno anachronicznym. Jak teksty pisane w latach 50 czy 60 mogą wciąż rezonować z widzem? Jak nieukończony memuar traktujący o historii rasizmu w Stanach Zjednoczonych, Malcomie X, Martinie Lutherze Kingu oraz Medgarze Eversie może oddziaływać z pełną siłą na widza wygodnie zasiadającego w kinowym fotelu w 2017 roku? Raoul Peck stworzył w ,,Nie jestem twoim murzynem” skomplikowaną i nieprzystępną narrację, która wymaga od odbiorcy dużej uwagi. Taka formuła może z początku odrzucić, ale obraz haitańskiego reżysera odpłaca się z nawiązką za okazaną cierpliwość.

Dokumentalista podjął się zadania dużo bardziej wymagającego, niż mogłoby się wydawać na początku. Bierze wiele tekstów Baldwina i pieczołowicie spaja je w jeden amalgamat, w którym granice pomiędzy poszczególnymi dziełami kompletnie się zacierają. Tej formie wypowiedzi brak narracyjnej spójności, a historia, opowiadana głosem Samuela L. Jacksona, skacze pomiędzy wątkami, postaciami i formami. Jest to zbiór archiwalnych nagrań, wypowiedzi między innymi Martina Luthera Kinga czy samego Jamesa Baldwina, przeplatany jednocześnie z wydarzeniami bardziej odległymi, takimi jak protesty w Little Rock w 1957 roku czy pożar części Los Angeles w 1965. Peck sięga po materiały jeszcze odleglejsze, pokazując czarnoskóre ofiary linczów z przełomu XIX i XX-wieku, by następnie skontrastować to z zamieszkami w Baltimore parę lat temu. Wszystko to składa się w skomplikowaną mozaikę, problematyzującą rasizm i ukazującą, że jest to problem wciąż prześladujący współczesne społeczeństwo Stanów Zjednoczonych.

,,Nie jestem twoim murzynem” jest stylistycznie spokrewnione z tekstami Baldwina: w obu wypadkach gniew zostaje przytłumiony przez gorzką, stonowaną i refleksyjną formę. Peck nie gra na emocjach widza, a zamiast tego próbuje go zabrać w intelektualną podróż, w której centrum znajduje się centralne pytanie: jak Afroamerykanie mają reagować na rasizm ze strony swoich białych współobywateli? Pasywny opór Kinga zderzany jest więc z polityką samoobrony Malcolma X. Spike Lee w napisach zamykających ,,Rób, co należy” również zderzył te dwa dyskursy, co tylko podkreśla ich stałą aktualność w realiach XXI-wiecznych Stanów Zjednoczonych. Brak w filmie Pecka wyrazistego emocjonalizmu, mimo tego że sama historia skrywa w sobie z pewnością taki potencjał. Zapewne reżyser przeczytał esej Baldwina pt. Everybody’s Protest Novel, w którym pisał:

Sentymentalizm, czyli ostentacyjne paradowanie przesadzonych i fałszywych emocji jest oznaką nieszczerości i nieumiejętności do współodczuwania. Zwilżone oczy sentymentalisty zdradzają jego awersję do doświadczenia, jego strachu przed życiem, jego suchości serca. Jest to zawsze sygnał sekretnej i brutalnej nieludzkości, a także zamaskowanego okrucieństwa.

,,Nie jestem twoim murzynem” imponuje pod względem ilości kulturowych odniesień, z których jest utkane. Peck, niczym najlepszy filmowy eseista, ilustruje narrację Samuela L. Jacksona scenami z filmów ze złotej ery Hollywood. Obrazuje w ten sposób skomplikowaną relację pomiędzy biało- oraz czarnoskórymi mieszkańcami Stanów Zjednoczonych, w której na pierwszy plan wychodzą niezrozumienie oraz poczucie winy. Haitańczykowi udało się mnie zaskoczyć w paru momentach, zwłaszcza gdy niespodziewanie połączył w montażu twarz roześmianej Bette Davis ze zwisającymi z szubienic ofiarami linczów. W ,,Nie jestem twoim murzynem” przebija się momentami pewna forma gniewu, która stoi w dużym kontraście do samej postaci Baldwina – stonowanego, kulturalnego intelektualisty, któremu ewidentnie daleko było do stawania na barykadach i dosłownego walczenia o swoje prawa.

Można próbować mówić, że teksty Baldwina są nieaktualne, i nie opisują już rzeczywistości, lecz na taką tezę Peck szybko odpowiada. W ,,Nie jestem twoim murzynem” wydarzenia z lat 60 przeplatane są z powstaniem i działalnością ruchu Black Lives Matter, powstałego po zastrzeleniu czarnoskórego Trayvona Martina przez funkcjonariusza policji w 2013 roku. Reżyser, tak jak bohater jego filmu, pokazuje różne ścieżki, które można obrać w świetle stale obecnego rasizmu. Jednak na końcu, tak jak pisał Baldwin,


Wszystkie teorie wydają mi się podejrzane, a najlepsze z reguł będą musiały w pewnym momencie zostać zmodyfikowane, lub nawet starte w proch przez wymogi życia. Każdy musi znaleźć więc własny moralny środek, i ruszyć w świat mając nadzieję, że ten środek poprowadzi go w sposób właściwy.

 

Ocena: 8/10

Related posts

Leave a Comment