Bez kategorii 

Felieton: Wrocław – miasto dla nikogo

Idziesz po Wrocławiu piechotą. Chcesz przemieścić się w zdrowy dla ciała sposób. Niestety musisz wdychać spaliny i wytrzymywać hałas, tuż przy chodniku. Na przejściu dla pieszych ścigasz się z ultrakrótkim zielonym światłem. Niektóre zebry na szerszych ulicach podzielone są na kilka mniejszych fragmentów, przy których stoją osobne sygnalizatory. Przedostanie się na drugą stronę trwa czasami długie minuty.

No to może rower?

Wsiadasz lub wypożyczasz – i jedziesz. Jeśli mieszkasz na obrzeżach Wrocławia i chcesz się przedostać do innego miejsca na obrzeżach Wrocławia, to prawdopodobnie możesz cieszyć się ścieżką rowerową. Jeśli musisz przedostać się do centrum – poruszasz się po wąskim chodniku, wymijając nierozentuzjazmowanych przechodniów, lub wjeżdżasz na niebezpieczną jezdnię, wprost przed maski zdenerwowanych kierowców.

To może samochód?

Powodzenia. Już nie chodzi o korki czy o płatne parkingi. Są miejsca we Wrocławiu, w których niemożliwe jest w ogóle zaparkować. Po prostu nie opłaca się wjeżdżać do centrum i jeszcze bardziej zagęszczać ruchu. Postój w głupich i niedozwolonych miejscach też nie jest dobrym rozwiązaniem.

Została jeszcze komunikacja miejska.

Wiem, że wszyscy na nią narzekają, niektórzy tylko po to, żeby ponarzekać, ale czasem daje nam ku temu solidne podstawy. Jak wytłumaczyć to, że nikt nic nie robi ze słynnymi liniami 145 i 146? Nie wspomnę tu o godzinach szczytu. Są bowiem momenty, w których (dla oszczędności?) wysyła się krótsze wersje autobusów, które bardzo szybko zapełniają się, nawet poza tymi najbardziej obłożonymi porami. Mniejsze pretensje można mieć do niektórych tramwajów, które według mnie funkcjonują przyzwoicie – niestety, tramwajem nie wszędzie się dojedzie.

Lubię mieszkać we Wrocławiu, ale czasem cholernie nie lubię się przez Wrocław przemieszczać.

Paweł Wojciechowski

Related posts

Leave a Comment