Rozdanie złotych statuetek już tej nocy. Głównym faworytem dalej Roma, ale my w tym artykule skupiamy się bardziej na naszych gustach. Co nam osobiście przypadło do gustu? Za jakie filmy trzymamy kciuki? Maciej Stasierski, Kasia Wójcik i Olek Młyński dzielą się swoimi oczekiwaniami odnośnie głównych kategorii.
Najlepsza piosenka – „Shallow”
Bezdyskusyjnie „Shallow” z Narodzin gwiazdy. Tak będzie, tak być powinno i sama tak bym zagłosowała. Romantyczne duety to słabość Akademii, co absolutnie mnie nie dziwi. Piosenka w wykonaniu Lady Gagi i Bradley’a Coopera stoi chwytliwą gitarą, potężnym głosem Gagi i bądź co bądź szczerym, prostym tekstem. Dodatkowo zostanie wykonana w trakcie gali na żywo przez wspomnianych wyżej (Bradley, bez stresu, będziesz świetny!), a że państwo mają znakomitą chemię, co podziwialiśmy na ekranie, a w nocy z niedzieli na poniedziałek z pewnością dostrzeżemy również w Dolby Theatre, zwycięzca jest pewny i zasłużony. (Kasia)
Najlepsza muzyka oryginalna – Nicholas Brittell
Bardzo niewdzięczna kategoria w tym roku. Przede wszystkim w finalnym zestawieniu nominowanych zabrakło najlepszego w tym sezonie tytułu, a mianowicie ścieżki dźwiękowej autorstwa Justina Hurwitza do Pierwszego człowieka (Hurwitz został nagrodzony dwa lata temu za La La Land, również w reżyserii Damiena Chazelle’a). Niezrozumiała jest dla mnie obecność Czarnej Pantery i Czarnego bractwa, soundtrack Alexandre’a Desplata do Wyspy psów to typowy Desplat w połączeniu z Wesem Andersonem (a za taką twórczość Oscara już na koncie ma – rok 2004 i Grand Budapest Hotel), a Nicholas Britell napisał do Gdyby ulica Beale umiała mówić muzykę delikatną i o odpowiednim stopniu wrażliwości, ale to nic, co wyróżniałoby się spośród tysiąca ścieżek w danym roku. Nikt z pewnością nie doceni niestety klasycznej i energicznej Marry Poppins, której ja ślepo kibicuję mimo wszystko. A zatem… strzelam, że będzie to jednak Ulica Beale. (Kasia)
Najlepsze zdjęcia – Zimna Wojna
Liczę na Łukasza Żala nie tylko z patriotycznego obowiązku, ale także dlatego, że uważam jego zdjęcia za idealnie współgrające z konwencją Zimnej Wojny. Choć czerń i biel zdjęć siłą rzeczy nawiązują do kinowej klasyki i filmów sprzed lat, to dzieło Żala wydaje się naprawdę świeże. Polski operator, tak jak w Idzie, wyrzuca przez okno podstawowe prawidła o kompozycji, i bawi się kadrami jak nikt w zeszłym roku. Często są one klaustrofobiczne (pamiętajmy o nietypowym, wąskim formacie), a z drugiej momentami rozbrajająco zabawne. I co najważniejsze, wiele z nich zapada w pamięć na długo. To właśnie największa siła Polaka – jego zdjęcia są wyjątkowe, często rymujące się z czarnym humorem całego filmu. Tak jak w scenie w której Mazowsze śpiewa na tle wielkiego portretu Stalina. (Olek)
Najlepszy montaż – Vice
Nie zawsze jestem fanem tak bardzo efektownego montażu, ale zwyczajnie czuję ten styl Adama McKaya. Vice nie jest jego najlepszym filmem, ale nie można mu odmówić bardzo dużo konsekwencji i unikalnego podejścia do opowiadania historii. Jego styl narracyjny byłby zapewne niczym w oderwaniu od montażu, który jest w Vice tyleż widoczny, co kluczowy. On nadaje rytm opowieści, od nadaje jej też zawrotne tempo. Jest efektowny, ale nie efekciarski. Dzięki niemu Vice to bardzo sprawne połączenie politycznego dramatu z rozbrajającą komedią. Brawo! (Maciej)
Najlepsza animacja – Wyspa Psów
Choć wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że nic nie powstrzyma Spider Mana – Uniwersum to ja będę trzymał kciuki za Wyspę Psów. To film nietypowy w animacyjnym biznesie, bo mówimy tu przede wszystkim o autorskim projekcie Wesa Andersona. Wyspa to list miłosny wysłany z jednej strony Kurosawie i japońskim mistrzom kina jidai geki, a z drugiej po prostu psom i dzieciom. Reżyser ponownie opowiada o świecie zaludnionym przez wyrośnięte dzieciaki, z tym samym poczuciem humoru i w tym samym spójnym wizualnie stylu. Niektórzy oskarżają Wyspę Psów o bycie wydmuszką – ja uważam, że to po prostu film o prostym przesłaniu i prostej przyjaźni. Tylko że pokazanej z typową dla Andersona fantazją. (Olek)
Najlepszy scenariusz adaptowany – Gdyby ulica Beale potrafiła mówić
W Gdyby ulica Beale potrafiła mówić Barry Jenkins wyciska z raczej sztampowej powieści Jamesa Baldwina wszystkie soki. Jednocześnie historia napisana w połowie lat siedemdziesiątych uzyskuje aktualnej, jak i uniwersalnej wymowy. Książka amerykańskiego pisarza to dosyć banalne love story, niemniej w rękach Jenkinsa (również za sprawą reżyserii oczywiście) staje się ono naprawdę przejmujące. Warto jednocześnie podkreślić, że utwór Baldwina jest nawet bardziej pomieszany narracyjnie – reżyser-scenarzysta to wszystko uporządkował. W efekcie powstał scenariusz wymagający od widza sporo, ale jednocześnie pozostający w pełni zrozumiałym i wciągającym. (Olek)
Najlepszy scenariusz oryginalny – Faworyta
Uważam, że to wyjątkowo mocna kategoria, i tak naprawdę cieszyłbym się ze zwycięstwa każdego filmu poza Romą. Jednak Tony McNamara i Deborah Davis pisząc scenariusz dokonali kilku świetnych rzeczy. Po pierwsze dali Lanthimosowi materiał, który umożliwił mu jednocześnie wejście do mainstreamu i zachowanie jego wyjątkowej stylistyki. Po drugie, pożenili archaiczne kino kostiumowe z czarną komedią. Dzięki temu film, choć osadzony parę stuleci temu, ma współczesnego ducha. To scenariusz, który, choć bardzo zabawny, nie traci z horyzontu najważniejszego elementu. Faworyta okazuje się świetnym kinem, w którym pożądanie i władza są ze sobą połączone śmiertelnym splotem. No i ile tu miejsca na świetne granie dla trzech głównych aktorek! (Olek)
Najlepszy aktor drugoplanowy – Sam Elliott
Wiem, że wygra Mahershala Ali. Co nie zmienia faktu, że kocham bezgranicznie rolę Sama Elliotta, którego uważam za najmocniejszy punkt Narodzin gwiazdy. Ta kategoria w ogóle jest w tym roku bardzo mocna – poza wspomnianymi, przecież także Richard E. Grant i Sam Rockwell dali najlepsze popisy w swoich karierach. Elliott jest sercem Narodzin Gwiazdy. To jego bohater wzrusza, wzbudza emocje, jest prawdziwy. Tym większy to popis, bo Elliott jest na ekranie w kilku zaledwie scenach. Jednak wyciska z nich tyle prawdy, że nie sposób przejść wobec jego roli obojętnie. Wielkie brawa dla Bradleya Coopera za to, że w końcu, w czwartej wersji tej historii którykolwiek bohater drugoplanowy nie pozostaje tylko tłem opowieści. Jednak bez charyzmy Elliotta zapewne nic by z tego nie wyszło – piękna rola podsumowująca kapitalną karierę jednego z najlepszych aktorów charakterystycznych w Hollywood. (Maciej)
Aktorka drugoplanowa – Emma Stone
Mówi się, że Regina King lub Rachel Weisz. Ta pierwsza, choć w Gdyby ulica Beale umiała mówić zagrała kilka dobrych minut, jeśli otrzyma Oscara, obawiam się, że znów ze względu na kolor skóry. Weisz w Faworycie była krótko mówiąc sobą. Aktorka często otrzymuje role silnych kobiet, nieco przebiegłych, niekiedy mściwych i taka jest jej księżna Sarah. Tymczasem to nie ona świeciła najjaśniej na drugim planie filmu Jorgosa Lantimosa. Emma Stone zaprzyjaźniła się ze swoją bohaterką, perfekcyjnie ją zrozumiała i dodała jej pikanterii. Śmiem twierdzić, że w Faworycie wypadła nawet bardziej wyraziście niż w La La Land, za który, przypominam, odebrała najważniejszą statuetkę dwa lata temu. Podejrzewam, że to tylko marzenia wiernej fanki, ale Em, trzymam kciuki! (Kasia)
Najlepszy aktor – Viggo Mortensen
Cieszy, że w tym roku panowie nawiązali do poziomu pań z lat poprzednich – 4 z 5 nominowanych dali tak piękne, dobrze skonstruowane role, że każdy z kinomanów powinien czuć się z tym dobrze. Wybór był bardzo trudny, ale jednak amerykanin ze skandynawskim rodowodem, który zagrał włoskiego rasistę z Bronxu skradł moje serce w sposób dokumentny. Wynika to zapewne po części z chemii, która wytworzyła się między nim, a Mahershala Ali. Ale z drugiej strony sam Mortensen jest w Green book po prostu cudowny, bo pokazuje poza znaną już dramatyczną twarzą, także dużo zaskakującego komediowego timingu. Poza tym jednak w tej kwestii jestem totalnie nieobiektywny – kocham Włochy i Włochów. Dawno nie widziałem tak cudownego amerykańskiego Włocha na ekranie. Być może od czasu Roberta De Niro. (Maciej)
Aktorka pierwszoplanowa – Olivia Colman
W zależności od roku, podoba mi się lub nie (w zależności czy daną osobę jako aktora lubię czy nie, jasna sprawa) tendencja Akademii do nagradzania starszych zasłużonych aktorek lub aktorów, którzy w danym sezonie nie koniecznie zagrali rolę swojego życia, ale jako, że nigdy wcześniej statuetki nie zdobyli, należy ich w końcu docenić. Uważam, że tak właśnie w tym roku wygląda sytuacja Genn Close. Rola w Żonie jest bardzo na czasie przez wzgląd na tematykę uciśnienia i pozostawania kobiet w cieniu mężczyzn, a Glenn w kilku scenach naprawdę daje popis najznakomitszego aktorstwa. Jednakże moje serce w 2018 roku skradła Olivia Colman. Jako hipochondryczka królowa Anna popisuje się zarówno kunsztem dramatycznym jak i komediowym. Przy czym jej mistrzostwo polega na połączeniu jednego i drugiego w jednostkowych scenach. A Lady Gaga? To jeszcze nie ten rok, rola w Narodzinach gwiazdy była szyta na jej miarę, co jest lekkim oszustwem, ale kiedyś… kto wie? (Kasia)
Najlepszy reżyser – Adam McKay
Serce chce, żeby był to Pawlikowski, ale to co zrobił w Vice Adam McKay piekielnie mi zaimponowało. Kino biograficzne to coś, co dla wielu reżyserów jest prawdziwym testem. Jak przerobić linearną historię w coś ekscytującego, jak opowiedzieć to w świeży sposób? McKay udowodnił, że pomysłów na to miał co nie miara. Jego satyra pływa pomiędzy nastrojami, operując najczarniejszym z czarnych humorów, by za chwilę zachowywać kompletną powagę. Christian Bale, Amy Adams, Sam Rockwell, Steve Carrell i tłumy aktorów na drugim i trzecim planie – każde z nich gra swoją partię w wyjątkowy sposób. Reżyser The Big Short sprawia, że ten chór różnorodnych głosów brzmi spójnie. (Olek)
Najlepszy film – Faworyta
Przy dość przeciętnej konkurencji, w głównej kategorii pozostał dla mnie jeden pojedynek – Faworyta vs. Roma. Przy całej mojej miłości dla filmu Alfonso Cuaróna, jednak jego chirurgiczna precyzja reżyserska, nie tylko została przejęta przez Yorgosa Lanthimosa, ale Grek dołożył do niej niesłychane czucie kobiecych bohaterek, wspaniałe dialogi i emocje, których nie było w żadnym innym filmie w tym roku. Z niezwykłą przyjemnością patrzyłem na te dworskie intrygi, na te słowne potyczki między wpływowymi paniami, które potrafiły każdego mężczyznę podsumować jednym zdaniem lub spojrzeniem. Dodajmy do tego kostiumy, dobrze dobraną muzykę i tę specyficzną wrażliwość szalonego Greka, i mamy kino totalne! (Maciej)