11 listopada, w dniu najważniejszego święta powojennej Polski, przez Wrocław przeszedł tzw. Marsz Patriotów. Nie chcę się odnosić do samego wydarzenia. Raz, że nie byłem, dwa nigdy nawet nie przeszło mi przez myśl, żeby się tam wybrać. Jednak mam z tym, zapewne dość jednoznacznie przewidywalnym wydarzeniem, dwa podstawowe problemy, które mnie bardzo męczą. Pierwszy nazwałbym nomenklaturą, drugim jest wrocławski magistrat reprezentowany przez prezydenta Rafała Dutkiewicza i wiceprezydenta Adamskiego.
Zacznijmy od tej tajemniczo brzmiącej nomenklatury. W rej ramach wyrózniłbym dwa elementy – patriotów i narodowców. Zacznijmy od tych drugich. Mam wielki problem z nazywaniem ich narodowcami. Ludzie, którzy organizowali Marsz Patriotów to zwyczajni rasiści, nacjonaliści niczym nie przypominający oświeconego nacjonalizmu Romana Dmowskiego, ludzie o poglądach ksenofobicznych i zapewne także antysemickich.W przypadku tych ludzi, określenie narodowcy wyrażałoby daleko idący szacunek do tej grupy. Szacunek, którego próżno we mnie szukać. Co kryje się za określeniem patriota? To jest dla mnie jeszcze bardziej oburzające jako dla człowieka, który także uważa siebie za patriotę. Wedle myślenia organizatorów, o ile dobrze zrozumiałem, polski patriota to koniecznie biały (jeszcze by to było), heteroseksualny (to chyba oczywiste), najlepiej mężczyzna (kobiety są jednak psychicznie słabsze), wyznania rzymskokatolickiego (w tym elemencie nieistotne czy praktykujący, czy nie, wszak nikt i tak tego nie jest w stanie sprawdzić). Czy o czymś zapomniałem? Aha koniecznie z poglądami zbliżonymi do kręgów Narodowego Odrodzenia Polski, czy antytolerancyjnymi, dla których w aktualnej sytuacji politycznej najważniejszy jest sprzeciw wobec Unii Europejskiej, Tuska, Kopacz i napływającej fali uchodźców, która jest utożsamiana z chorobami (nie mylić z pierwotniakami prezesa Kaczyńskiego), gwałtami na kobieta, szariatem i generalnym dramatem naszej cywilizowanej części Europy (cywilizowanej czyt. chrześcijańskiej). Piszę o tym pół żartem, pół serio, bo mam świadomość, że większość z tego 10-tysięcznego tłumu, który uczestniczył w tzw. Marszu Patriotów nawet nie wie o czym jest mowa. Nie zmienia to jednak faktu, że są wśród tych ludzi, są także Ci lepsi patrioci, którzy tę ideologię tworzą i próbują przekazywać innym. Groźna to sytuacja dla demokratycznego społeczeństwa, w którym miejsca na takie poglądy być nie powinno, a patriotyzm nowoczesny powinien się przejawiać raczej w chęci pomocy państwu w postaci innowacyjnego myślenia, wspieraniu go poprzez pracę u podstaw i, chociażby, płacenie podatków. Ja tak rozumiem patriotyzm.
Tym bardziej dziwię się wrocławskiemu magistratowi, a szczególnie prezydentowi Rafałowi Dutkiewiczowi, którego uważam za intelektualistę dużej klasy, że pozwolił na przejście przez Wrocław (przypomnę Miasto Spotkań, Europejską Stolicę Kultury 2016) chordy bezmózgów, którzy nie mają zielonego pojęcia co znaczy patriotyzm, ba co znaczy respektowanie prawa i ogólne bezpieczeństwo. I taki marsz wiceprezydent Adamski nazywa „mniejszym złem”. Paradne pojmowanie tego mniejszego zła, które przy takim podejściu szybko może się przerodzić w zło realne. Ciekawe co powiedziałby wiceprezydent Adamski w sytuacji, w której Narodowe Odrodzenie Polski zażądałoby lokalu w centrum miasta, najlepiej gdzieś w rynku, który tym samym stałby się miejscem spotkań organizacji ksenofobicznych i antydemokratycznych. Czy powiedziałby, że przyznanie takiego miejsca to także mniejsze zło, bo przynajmniej magistrat będzie miał narodowców na oku przez cały czas, z okna Urzędu Miasta? Już jedna osoba mówiła kiedyś, że jest dobrze przygotowana do rządzenia, bo ze swojego stanu widzi zagrożenie ze strony…Rosji. Nazywała się Sarah Palin i była jednym z najbardziej kuriozalnych kandydatów na wiceprezydenta USA. Czy nomen omen wiceprezydent Adamski, a wraz z nim prezydent Dutkiewicz chcą dołączyć z nią do grona ludzi, którzy swoimi wypowiedziami ośmieszają powagę piastowanych urzędów? Myślę, że prezydent Dutkiewicz dobrze wie, że ten marsz powinien być zakazany, o czym świadczą jego spóźnione działania związane z plakatami. Gdzie jednak był, kiedy trzeba było podjąć radykalne decyzje? Jak zwykle przez ostatnich parę lat, był nieuchwytny.
Przez postawę wrocławskiego magistratu, ale też przez tę część społeczeństwa, która uwierzyła, że imigranci i UE to zło, przez otwarte miasto spotkań, Europejską Stolicę Kultury, nasz piękny Wrocław przeszedł tzw. Marsz Pariotów, nie mający nic wspólnego z otwartością, kulturą, czy pięknem.
Maciej Stasierski