Przez ten rok, gdy Wrocław był Europejską Stolicą Kultury, wrocławscy miłośnicy kina byli rozpieszczani. Z jednej strony będę tęsknił za tymi czasami, ale z drugiej pozostaną piękne wspomnienia. Głupio byłoby prosić o więcej.
Dzięki filmowym wydarzeniom, organizowanym w ramach ESK, dowiedziałem się chociażby (ja, zdaniem niektórych „człowiek – encyklopedia”, który o kinie wie wszystko) o istnieniu czechosłowackiej (a nie czeskiej) nowej fali filmowej, oglądając klasyki z tego nurtu w Kinie Nowe Horyzonty, a więc filmy Miloša Formana, Jiřiego Menzla, Jana Nĕmeca, czy Jána Kadára.
W trakcie festiwalu T-Mobile Nowe Horyzonty miały też miejsce inspirujące spotkania z takimi mistrzami kina jak m.in. Carlos Saura, Nanni Moretii, Andriej Konczałowski i Claire Denis. Na American Film Festival przyjechała natomiast legendarna Agnes Varda, opowiadająca m.in. o swoich amerykańskich epizodach.
Poza tym miało miejsce mnóstwo przeglądów i retrospektyw, np.: filmów Wima Wendersa, który gościł we Wrocławiu i spotkał się z widzami dzień po gali rozdania Europejskich Nagród Filmowych. To było najpiękniejsze i najbardziej inspirujące spotkanie, w jakim kiedykolwiek uczestniczyłem. Urzekły mnie mądrość, ciepło i optymizm bijące z niemieckiego filmowca. Zapytany o swój amerykański film Milion Dollar Hotel odparł, że zajmuje szczególne miejsce w jego sercu i porównał go do przywiązania do dziecka, które sprawia najwięcej problemów. Istotnie, realizacji i dystrybucji tego filmu towarzyszyły spore problemy. Mel Gibson nie tylko pojawił się w nim w małej roli, ale wyprodukowała go firma należąca do australijskiego aktora. Premierę i dystrybucję Milion Dollar Hotel zablokowano, ponieważ Gibson promował wtedy film Czego pragną kobiety, w którą zagrał główną rolę. Producenci obawiali się, że filmowa produkcja Wendersa mogłaby zaszkodzić wizerunkowi gwiazdora znanego z Mad Maxa. Mimo to film można było oglądać w Polsce. Kiedy ktoś mówi Wendersowi, że lubi Million Dollar Hotel, oznacza to, że jest właśnie z Polski. Niemiecki filmowiec dodał też, że do amerykańskiego filmu Paryż, Teksas musiał, ze względu na zobowiązania koprodukcyjne z Francją, zatrudnić jako asystentkę małą i niepozorną Francuzkę, dla której było to pierwsze spotkanie ze Stanami Zjednoczonymi (to oczywiste, że jako Europejczyk wolałby zaangażować Amerykanina, który byłby jego przewodnikiem po USA). Była to Claire Denis, która zaskoczyła go energią i charyzmą tak mocno, że doradził jej, by sama wzięła się za reżyserię. Tak też zrobiła, a Wenders to dla niej najważniejszy filmowiec. Bo kino łączy ludzi i może przynieść sporo zaskakujących niespodzianek.
Jeśli o mnie chodzi, przez ten rok, dzięki wydarzeniom w ramach ESK, miałem okazję zobaczyć wiele filmów, których prawdopodobnie nie obejrzałbym w innych okolicznościach. Mogłem uścisnąć rękę Wendersowi, przybić piątkę sympatycznemu Pierce’owi Brosnanowi, a Kenowi Loachowi powiedzieć, że kocham Daniela Blake’a i zapytać go, jak narodził się ten bohater, skąd się wziął. Lenny’emu Abrahamsonowi, reżyserowi Pokoju i wiernemu fanowi festiwalu T-Mobile Nowe Horyzonty, powiedziałem natomiast, że lubię jego Franka, a on odparł, że uwielbia wszystkich, których lubią tę filmową postać. Bo magia filmów polega na tym, że czasem łączą ludzi, a ekscentrycy i dziwacy tacy jak ja uświadamiają sobie, że nie są sami na tym świecie.
Nie wiem, czy i kiedy znów we Wrocławiu pojawi się tylu znakomitych gości, ale cieszę się, że wciąż są tu takie miejsce jak Kino Nowe Horyzonty i wspaniałe filmowe imprezy. Ktoś powiedział kiedyś mi: „Zostaw już to kino”. Nie potrafię i nie zamierzam. Gdyby coś temu kinu zagrażało, Wim Wenders obiecał, że stanie w jego obronie. I nie będzie w tym osamotniony.
Autor: Michał Hernes