Wiem co myślicie – przecież bez Kevina samego w domu świąt nie ma. Zgadzam się z tym pełni – sam wychowywałem się na oglądaniu kolejnych (coraz gorszych) odcinków tej zdecydowanie za długiej filmowej serii. Czasem jednak warto sięgnąć do dawnych czasów, kiedy w kinie jeszcze nie istniało coś takiego jak kamera rejestrująca kolory, i przypomnieć sobie, że najlepsze świąteczne filmy to wcale nie czasy nam współczesne. Oto mój prywatny wybór najpiękniejszych z nich.
Sklep na rogu (1940, reż. Ernst Lubitsch)
Ten film to klasyka komedii romantycznej, jeden z pierwszych przedstawicieli tego gatunku. Inspirował wielkich – Billy Wildera, którego uważam za jednego z najważniejszych twórców w historii oraz Norę Ephron, która przecież oparła swoją świetną Masz wiadomość na fabule stworzonej przez Ernsta Lubitscha. Jednak jak miałby nie inspirować, skoro historia miłosna jest tutaj przepełniona emocjami, a ekscentryczny bohaterowie „każą” nam się uśmiechać przez cały seans. Jednak trudno się nie uśmiechać patrząc na Jamesa Stewarta u szczytu swojego uroku.
Gospoda świąteczna (1942, reż. Mark Sandrich)
Kilka elementów wystarczy, żeby pokochać ten prościutki fabularnie film. Oto recepta na świąteczny klasyk wszechczasów: śpiewający Bing Crosby + tańczący Fred Astaire + TA piosenka spod pióra Irvinga Berlina:
Cud na 34. ulicy (1947, reż. George Seaton)
Pewnie kojarzy Wam się film, w którym grali Mara Wilson i Richard Attenborough. To był remake właśnie tego świątecznego klasyka, w którym rolę Świętego Mikołaja zagrał Edmund Gwenn nagrodzony za swoją kreację Oscarem. Wspaniała to rola w niezwykłym filmie, który opowiada o tym, jak to Mikołaj musi przed sądem udowodnić, że jest prawdziwy, a święta Bożego Narodzenia to nie tylko zakupy i bieganina, ale w szczególności czas refleksji, czas kiedy powinniśmy się zatrzymać i uwierzyć. W cokolwiek chcemy, byle było dobre i pomogło nam w spokojnym przejściu przez życie. Piękna puenta.
Opowieść wigilijna (1951, reż. Brian Desmond-Hurts)
Wiem – przecież adaptacji tej wspaniałej historii Dickensa było od groma i więcej. Ale żadna nie dotrzymuje kroku tej klasycznej już ekranizacji z Alastairem Simem w roli głównej. Ten przerażająco wyglądający genialny aktor z West Endu stworzył najbardziej pełny, emocjonalnie prawdziwy portret Ebenezera Scrooge’a. Piękna rola w klimatycznym, dojmująco smutnym filmie z wiarygodnym szczęśliwym finałem.
Nie wiem, jak Wy, ale ja wolę na święta wracać do tych starszych, trochę bardziej zakurzonych tytułów. Wygląda na to, że wtedy kręciło się prościej, ale z większych sercem. A o to właśnie w święta chodzi. Wesołych!