Film Magazyn Recenzja 

Wsiąść do pociągu byle jakiego – recenzja filmu „Morderstwo w Orient Expressie”

Możemy zaobserwować ostatnio swoisty popkulturowy paradoks – mimo że najlepiej sprzedającymi się obecnie książkami są (przeważnie skandynawskie) kryminały, a telewidzowie najliczniej gromadzą się przede wszystkim przed nowymi odcinkami Sherlocka, to jednak w kinie nieczęsto ekranizuje się historie tajemniczych morderstw. A kiedy już jakiś twórca postanawia zapełnić tę skandaliczną dziurę w filmowym kalendarzu, najczęściej jest to nieudana adaptacja jakiegoś poczytnego bestsellera czy kolejne przełożenie na filmowy język dzieł Christie i Conan Doyle’a, wykonane przez studyjnego rzemieślnika dla zarobienia szybkich pieniędzy. Najnowszy film Kennetha Branagha, choć bazuje co prawda na książce kultowej i doskonale znanej, kusił nazwiskiem reżysera, pierwszoligową, zaskakująco liczną grupą aktorską i wyróżniającą się stylistyką, sugerującą stanowcze odejście od szkolnie dosłownych ekranizacji. Niestety, Mordestwo w Orient Expresssie okazało się być jak Pendolino na polskich torach – może bardziej komfortowy i estetyczny, ale wciąż jedzie tą samą trasą z tą samą prędkością.

Nie znaczy to wcale, że Branaghowi nie należą się słowa uznania. Jego zanurzona w komputerowych krajobrazach i bujnych wąsach wizja epoki międzywojennej przywodzi na myśl udaną lehrmannowską interpretację Wielkiego Gatsby’ego, a Herkule Poirot odróżnia się od oryginału nie tylko brakiem jednej literki w imieniu, ale także przenikliwym humorem i silnym OCD tłumaczącym niejako nadludzką detektywistyczną precyzję. Tym samym wyraźnie nie wpada on w archetyp geniusza-śledczego wykreowany przez cumberbatchowskiego Sherlocka. Poirot jest elegancki, dowcipny i, tropem klasycznych bohaterów noir, zmęczony zepsuciem otaczającego go świata. Zamknięty w kilku wagonach z wyrazistymi osobowościami, początkowo niechętny do współpracy będzie zmuszony rozwikłać znaną jak świat zagadkę pociągowego morderstwa.

Niestety, nie każdy z pasażerów okazuje się być tak ciekawy jak filmowy protagonista. Ciasne pociągowe przedziały aż proszą się by wykorzystać je jako miejsce napiętych interakcji obnażających ukryte charaktery zakłamanych bohaterów, to jednak reżyser woli wykorzystać ich do roli fabularnych wytrychów, pozwalających na gładkie prześlizgnięcie się do niesatysfakcjonującego rozwiązania intrygi. I mimo że odegrani zostają bez zarzutu, ich osobowość zanika gdzieś pomiędzy krótkimi, bogatymi w informacje monologami przy bezwstydnym kieliszku whiskey. A bardzo szkoda, bo reżyser ewidentnie starał się tu dostosować kinowego klasyka do współczesnego widza, stosując liczne kosmetyczne zmiany względem oryginału Christie. Zmiany, które w efekcie nie okazują się satysfakcjonujące, bo zamknięte nie są w błyskotliwej fabule Snowpiercera, tylko dobrze znanej, przetworzonej już setki razy historii, która zamiast przerobić materiał źródłowy, tylko uwypukla jego częstą infantylność i chwilową nieudolność budowania wciągającej kryminalnej intrygi. W obliczu tak schematycznej, nierównej opowieści nie cieszą rewelacyjne zabiegi formalne ani rola Johny’ego Deppa stanowiąca metakomentarz do jego obecnej kariery. Znając pierwowzór, radocha widza skończy się na piętnastominutowych wypiekach, że jego ulubiona historia wygląda na ekranie ładniej niż kiedykolwiek. Nie znając, prawdopodobnie nawet się nie zacznie, bo bez żadnej fabularnej zabawy podjętej przez reżysera, historia Morderstwa w Orient Expressie szybko wpadnie w kolejne klisze eksplorowane przez popkulturę przez ostatnie stulecie. A bardziej niż nieudolne, głupkowate śledztwo i nieznośnie patetyczne dialogi zaboli chyba tylko fakt, że pomimo zmiany narodowości niektórych bohaterów oraz próby przemycania uniwersalnych wartości, finał opowieści pozostawi bolesny niesmak moralny. Niesmak, który te 100 lat temu może i był aktualnym stanowiskiem większości społeczeństwa, to dziś jest po prostu co najmniej niewłaściwy. I dopóki Branagh nie zrozumie, że nie każdy pisarz jest tak uniwersalny jak Szekspir i nie zawsze adaptować można dosłownie, uzupełniając oryginalny tekst jedynie o elegancką stylówkę, ja do jego pociągu wolę już nie wsiadać. 

ocena: 4/10

Related posts

Leave a Comment