Magazyn Recenzja 

Quo Vadis Jack? – recenzja Boarding House Reach

Kiedy ktoś wspomni przy mnie postać Jacka White’a, do głowy przychodzi mi minimum tuzin utworów: Seven Nation Army, Icky Thump, Hotel Yorba z jego twórczości w The White Stripes; Lazaretto, Another Way To Die i Sixteen Saltines z solowej kariery. Gdy usłyszałem, że po czterech latach przerwy od solowego Lazaretto pojawi się kolejny longplay sygnowany nazwiskiem White, liczyłem na kolejne tytuły dopisane do mojej listy. Zawiodłem się.

Album Boarding House Reach zaczął promować w styczniu utwór Connected by Love, który również otwiera cały krążek. Sam kawałek niczym szczególnym się nie wyróżnia, słychać w nim jedynie ciekawie połączone solo klawiszy i gitary. Tak, to kolejny zwykły utwór do puszczenia w radiu. Po takim otwarciu czekałem na to, z czego znałem Jacka z jego poprzednich osiągnięć. I tak czekałem cały album… aż się skończył. Boarding House Reach brzmi jak demo niszowej węgierskiej kapeli z lat ’80 (nie obrażając oczywiście zespołów z kraju gulaszu i papryki), której inspiracją był Frank Zappa. Drugi w kolejności Why Walk a Dog? jest bardzo ciekawym, mrocznym bluesowym kawałkiem, który kończy się zdecydowanie za szybko. Natomiast następujące po nim Corporation jest o 4 minuty za długie. Słyszymy w nim ciągłe, powtarzające się bicie perkusji i okrzyki, podczas których pojawiają się coraz to nowe brzmienia i instrumenty. Słuchając tego utworu miałem wrażenie, jakby zgraja znajomych dorwała się do sprzętu i znając tylko jedną melodię testowała kolejne ustawienia keyboardu. Podobne skojarzenia miałem podczas odsłuchu Ice Station Zebra i Respect Commander – z tą różnicą, że w Respect ta rozgrzewka się skończyła, a po niej pojawił się bardzo przyzwoity kawałek. What’s Done is Done przypomina mi z kolei taki utwór, który The Blues Brothers mogliby zaśpiewać zamiast Rawhide by ucieszyć wiejską część Ameryki w pubie. O kilku utworach nawet nie wspominam, bo naprawdę nie ma o czym. Zapychacze płyty, przy których największą ulgę odczułem, kiedy na swoim Spotify zobaczyłem zapełniony pasek trwania utworu. Pełne bezsensownych powtórzeń, krzyków, pisków.

I w tym chaosie pojawia się on: Over and Over and Over. Utwór, który podnosi ten album z dna. Oparty jest na jednym, prostym, powtarzającym się riffie, ale na tyle charakterystycznym i dobrze brzmiącym, że (w porównaniu do reszty płyty) nie męczy. Jack White przypomina fanom swoje punkowe oblicze. Oprócz riffu świetny rytm, mocne bicie perkusji, damskie i męskie chórki przez całe 3:36 minuty.

Boarding House Reach  podczas swoich 44 minut trwania nie może wejść na właściwe tory, rozkręca się i opada, męczy słuchacza swoją monotonnością i testowaniem nowych opcji w swoich instrumentach. Panie White – takie eksperymenty proszę zostawić do studia albo dla znajomych! No, może poza wyjątkiem Over and Over and Over – tego chcę więcej.

Related posts

Leave a Comment