Kino LGBT rzadko dotyka tematyki sportowej. Szczególnie piłkarskiej, gdyż w piłce nożnej homoseksualizm jest jeszcze większym tematem tabu niż brak umiejętności polskich zawodników ligowych. Tym bardziej trzeba uznać odwagę twórców filmu „Mario”, który mimo wad pozostaje dość udaną próbę ujęcia tematu.
Mario jest utalentowanym piłkarzem lokalnego klubu w Szwajcarii. Na wypożyczenie do drużyny dołącza Leon, z którym Mario tworzy parę w ataku. Za zasługi dla zespołu Mario dostaje mieszkanie klubowe, które dzieli z Leonem. Między chłopakami wywiązuje się relacja, która nie pozostanie bez wpływu na ich kariery i życie prywatne.
Najlepiej w filmie ujęte zostały kwestie szerokopojętego homoseksualnego tabu w świecie piłki nożnej. Wszyscy o tym wiemy, nie wszyscy byliśmy jednak świadomi jak na takie sprawy patrzy się od środka. Obraz zaprezentowany w „Mario” wydał mi się wiarygodny pod względem merytorycznym, ale też emocjonalnym. Widać, że reżyser zna swój fach dobrze, bo rozkładanie akcentów i podbudowywanie scen emocjami, które w większości przypadków są realne, wychodzi mu dobrze. Gorzej niestety wyglądają w tym kontekście bohaterowie, a najgorzej odtwórcy ról, których połowa jest do wymiany.
Jednak nie sposób nie zauważyć w „Mario” serca, które leży po właściwej stronie problemu. Twórcy z empatią spoglądają na swoich bohaterów, a przez to widzowie potrafią się zaangażować w historię. Zabrakło mi co prawda w filmie wystarczającego tempa, bo jak na dwie godziny za mało w nim wydarzeń uzasadniających taką długość. Zabrakło mi też uderzenia w finale, który reżyser pozostawił nierozwiązany, ale w sposób jednak rozczarowujący, a nie interesujący.
Mimo tych problemów „Mario” to dobra robota, która może otworzyć wielu oczy, przy okazji dając satysfakcję z oglądania naprawdę rzetelnego kina LGBT.
Ocena: 6/10