Jeszcze żaden pokaz podczas tegorocznego Berlinale nie wzbudził we mnie tyle pytań i wątpliwości, ile „Des Teufels Bad”. Choć z seansu nie wyszłam szczególnie usatysfakcjonowana, tak ziarenka zasadzone w moim umyśle podczas projekcji zaczęły kiełkować. Tym samym produkcja duetu Veronika Franz & Severin Fiala stał się dla mnie ciekawym, aczkolwiek niepozbawionym wad obrazem kobiety na skraju załamania nerwowego. A może nawet już takiej, która przekroczyła cienką linię szaleństwa.
Historia „Des Teufels Bad” jest dość prosta, zwłaszcza jeśli umieścimy ją w odpowiedniej epoce. Mamy XVIII wiek, który rządzi się swoimi prawami, szczególnie na prowincji. Główną protagonistka właśnie wyszła za mąż, przeprowadza się do nowej „rezydencji”, a do dopełnienia szczęścia brakuje jej tylko dziecka. I tutaj zaczynają się problemy.
Film odczytywać można na kilku płaszczyznach, ale na pierwszy plan wysuwa się aspekt choroby psychicznej bohaterki, jej nadgorliwa religijność wynikająca po części ze sposobu wychowania oraz – a może przede wszystkim – oczekiwania społeczności. Całość składa się na kwestię akceptacji samego siebie, jak również pogłębionej alienacji, również drugoplanowych bohaterów. Okazuje się szybko, że żadna z postaci nie jest w stanie na swój sposób pomóc drugiej, co doprowadza do jeszcze większych tragedii. Brzmi jak miniona historia? Nic bardziej mylnego.
Produkcję można byłoby również odczytywać w kluczu feministycznym, jednak wydaje mi się, że twórcy chcieli uczynić swoją historię bardziej uniwersalną pod kątem wpisania w normy i oczekiwania społeczne. Znajduje to swój wydźwięk również w scenach grupowych – postacie, pomimo że nie godzą się na działania swojej społeczności, z lęku przed wykluczeniem poddają się z góry narzuconym zasadom.
Na marginesie uważam, że punkt wyjścia dla całej historii jest niezwykle interesujący, a dodatkowo znacząco pogłębia charakterystykę samej bohaterki i epoki.
„Des Teufels Bad” broni się przede wszystkim pod kątem realizacji: zadbano o odpowiednie plenery, skrzętnie przemyślano scenografię i kostiumy, a niektóre kadry przywodzą na myśl farby olejne. Te poszczególne elementy pozwalają bez większego problemu zanurzyć się w filmową rzeczywistość, aby wraz z bohaterką pogrążyć się w szaleństwie.
Dodaj komentarz