Film Magazyn Recenzja 

Lanthimos znowu bawi się w króla marionetek – recenzja ‚Nimic’

Tajemnicze słowo ‚Nimic‚, które Yorgos Lanthimos przyjął za tytuł swojej najnowszej produkcji ma równie tajemnicze znaczenie w języku rumuńskim. Słownik podpowiada, że oznacza ono zarówno nic, jak i cokolwiek. Czy znajdzie ktoś inny wyraz pasujący lepiej do dzieła greckiego reżysera, dwukrotnie nominowanego do Oskara za ‚The Lobster‚ i zeszłoroczny przebój ‚The Favourite‚? Wątpię.

Krótkometrażowy obraz, który popełnił Grek można śmiało nazwać firmowym stemplem, jego pieczątką. Łączy bowiem cechy charakterystyczne jego ostatnich prac. Wykorzystanie szerokokątnego obiektywu fish-eye i powtarzające się horyzontalne panoramiczne ujęcia dają świetny rezultat. Są efektywnym narzędziem w scenach śledzenia głównego bohatera po ulicach miasta, w mieszkaniu oraz budynku filharmonii. Wypukłość obrazu nie tylko zbliża widza do istotnych elementów i detali postaci, które jakby wbrew kamerze zachowują się bardzo surowo i dystansują emocjonalnie widza, ale przede wszystkim tworzy atmosferę poruszania się w pewnego rodzaju bańce, w szklanej kuli, w jakimś nienaturalnym świecie. Forma jest odpowiednim dopełnieniem treści, bo Lanthimos wraca do kategorii rozważań ze swoich wcześniejszych filmów nad kondycją ludzką i relacjami w społeczeństwie. Wynikiem tej pracy jest short, który spokojnie mógłby stanowić materiał na dłuższy odcinek serialu ‚Black Mirror‚, a nawet pełnometrażowy obraz.

Głównym bohaterem historii, którego losy śledzimy na ekranie jest mężczyzna grany przez Matta Dillona (‚The House That Jack Built‚). Prowadzi uporządkowane i pozornie szczęśliwe życie otoczony kochającą rodziną. Mieszka w domu, którego wystrój wskazuje na wysoki status materialny, podobnie jak jego pasja lub praca, którą jest gra na wiolonczeli. Muzyka wypełnia monotonię codzienności, działając na skrywaną wrażliwość bohatera. Wyraźnie uwidacznia to jej niediegetyczne źródło w charakterystycznej scenie gotowania jajka. Scena ta wydawać się może trywialną, ale przez późniejszą paralelę pozwala na przynajmniej jedną z możliwych interpretacji abstrakcyjnego utworu.

Konflikt rodzi się podczas podróży metrem, kiedy mężczyzna pyta obcą kobietę (Daphne Patakia) „Która godzina?”. Spoglądając na zegarek nie odpowiada, ale od tej chwili podąża za nim na każdym kroku, powtarza każdą wypowiedź, a ostatecznie podaje się za ojca jego dzieci. Widz razem z Dillonem wpada w pętlę zamiany miejsc, ról społecznych, pozycji klasowych rodem z ‚Sobowtóra‚ Dostojewskiego lub kina science-fiction jak ‚Dark City‚.

To miasto i każdy obywatel są ich eksperymentem. Mieszają i przydzielają nasze wspomnienia, jak im się tylko podoba, próbując zbadać, co czyni nas niepowtarzalnymi. Jednego dnia możesz być inspektorem, innego zupełnie kimś innym. Kiedy chcą przestudiować zachowania mordercy, po prostu przypisują odpowiednią osobowość do jednego z mieszkańców – organizują mu rodzinę, przyjaciół, całą historię, nawet zgubiony portfel. Potem obserwują rezultaty. Czy mężczyzna z historią zabójcy podąży tą samą ścieżką? Czy jednak jesteśmy czymś więcej niż jedynie sumą naszych wspomnień? – cytat z filmu ‚Dark City’

Ten stan rzeczy nie dąży jednak do odkrycia sensacji. Autor skupia się na zadawaniu pytań, które w naturalnych warunkach wydają się pozbawione sensu. Dzieci postawione przed dwójką postaci zabiegających o ich względy z obojętnością odpowiadają, że są tylko dziećmi i nie są w stanie wydać sądu nad ojcostwem któregoś z nich. Sąd dokonuje się przez zdolność do imitacji, naśladownictwa, spełniania oczekiwań.

Bogactwo domniemanej, implicytnej warstwy przekazu, który trwa zaledwie 11min wręcz powala. Wspomniana scena w kuchni powtarza się w wykonaniu kobiety, która przejęła zadania domowe postaci Dillona. Tym razem po muzyce nie ma śladu. Zastępując go na koncercie, nie potrafi korzystać z instrumentu. Chociaż udaje jej się wydobyć dźwięki zdradzające własne wady, giną w hałasie reszty orkiestry. Całe to porównanie służy przedstawieniu roli emocji, w tym wypadku wyrażanych przez sztukę i różnicy, którą robi wewnątrz człowieka, a być może jest kompletnie niewidoczna dla otoczenia. Reżyser sprowadza to, co widzialne do przerażającej wizji socjalno-seksualnej sztafety, w której czynnik uczuciowy jednostki ulega pod naporem potrzeby ogólnej harmonii, a obecność jest jednocześnie niczym i czymkolwiek.

Pytanie „Która godzina?” zamyka pętlę i stawia bohatera w odwrotnej pozycji, jako tego, kto został właśnie uruchomiony do działania. Fantastyczne wizje rzeczywistości i relacji międzyludzkich w filmach Yorgosa Lanthimosa są jego znakiem rozpoznawczym. Życzę sobie, żeby ciągle brnął w tym kierunku i dalej zadawał więcej pytań niż dawał odpowiedzi.

Ocena: 7/10

Film obejrzany w ramach łódzkiego Festiwalu Krytyków Sztuki Filmowej ‚Kamera Akcja‚.

Related posts

Leave a Comment