Film Magazyn Recenzja 

Nails, hair, hips, heels… – recenzja filmu „Krewetki w cekinach”

Tytułowe krewetki to nazwa amatorskiej drużyny piłki wodnej, która za cel stawia sobie wystąpienie w zawodach Gay Games. W międzyczasie jeden czołowych pływaków z reprezentacji Francji, Matthias Le Goff (w tej roli Nicolas Gob), po nieprzyjemnym incydencie w trakcie wywiadu, w ramach naprawy swojego wizerunku (rzekomego homofoba) ma przygotować wspomnianą grupę na kolejne mecze. Nie zabraknie typowych dram, ale i wesołej podróży do Chorwacji z rytmach „Holding Out For A Hero” czy „Sous Le Vent”.

Sama drużyna to niczym istna paleta kolorów: począwszy od Joela (Roland Menou), starszego, zgryźliwego pana, przez ułożonego Cedrica (Michael Abiteboul), który doczekał się potomków, ale nadal nie potrafi przestawić się na tryb rodzinny; jest jeszcze przystojny Jean (Alban Lenoir), właściciel knajpy, zmagający się z chorobą, oraz Alex (David Baiot), dawna miłość Jeana. The last but no least: gapowaty Damien (Roman Lancry), bardzo wyzwolony Xavier (Geoffrey Couet) czy też dawno niewidziany Fred (Romain Brau). Nie potrafię wyróżnić jednej postaci, ponieważ każdy z aktorów spisuje się tutaj na medal – tym bardziej przy tak świetnie napisanych, kąśliwych momentami, dialogach. Oczywiście nie brakuje drugiego planu, czyli samej rodziny Matthiasa, w tym relacja z jego córka. Choć tu autorzy filmu nie poświęcają zbyt dużej uwagi.

Duet twórców Le Gallo/Govare totalnie zaskakuje historią, która jest inspirowana prawdziwymi wydarzeniami. Nie uprzedzajmy jednak faktów. Tylko francuscy reżyserzy mogą tak pięknie obrażać na ekranie, #śmieszkując z orientacji seksualnej i nie tylko. To nie pstryczek w ich stronę, wręcz przeciwnie. Jeżeli pamiętacie humor z „Za jakie grzechy, dobry Boże?” czy kontynuacji „I znów zgrzeszyliśmy, dobry Boże!”, to spodziewajcie się momentami pikantnych żarcików w „Krewetach w cekinach”. To świetne poprowadzona farsa, która momentami staje się komediodramatem, ale i próbą przemyślenia własnego życia. W tym także tego, by czerpać z niego garściami. I nigdy się nie poddawać – nawet, kiedy sytuacja wydaje się być beznadziejna. 

Z kina wyjdziecie w świetnych humorach. Warto. Tym bardziej, że „w krewetkach najlepszy jest ogon. A cekiny dodają uroku”.

Ocena 7/10

Related posts

One Thought to “Nails, hair, hips, heels… – recenzja filmu „Krewetki w cekinach””

  1. Leon

    Miałem obawy co do tego filmu, że będzie głupi, jednowymiarowy, a tutaj zaskoczenie. Sprawnie zrealizowana komedia dla każdego. Byliśmy ze znajomymi w kinie i wszyscy bawili się fajnie.

Leave a Comment