Mało jest znaków sugerujących, że The Farewell, hit ostatniego festiwalu w Sundance trafi do Polski. A szkoda, bo film Lulu Wang, choć geograficznie odległy, opowiada o doświadczeniach bliskich temu, co w ostatnich latach dzieje się również w naszym kraju. The Farewell pokazuje bardziej cienie niż blaski globalizacji, i przygląda się zanikaniu rodzinnych więzi pomiędzy emigrantami, a resztą rodziny, która została w Chinach. Lulu Wang wzięła pod lupę autobiograficzną historię, i przekuła ją w uniwersalny komediodramat, który jednak bardziej wzrusza, niż bawi.
Babcii Billi (Awkwafina) zostało parę miesięcy życia, ale o tym nie wie. Rodzina utrzymuje ten fakt przed nią w tajemnicy, bo, jak twierdzi matka Billi „Chińczycy wierzą, że gdy osoba dowiaduje się o tym, że ma raka, umiera. Ale to nie sam rak, lecz strach przed nim ich zabija”. Pod pretekstem naprędce zorganizowanego ślubu najbliżsi zjeżdżają się by pożegnać nestorkę rodziny. Protagonistka mieszka w Stanach Zjednoczonych, ale mimo to postanawia wrócić do Chin i zobaczyć po raz ostatni osobę, z którą się wychowała.
![](https://kalejdoskop.wroclaw.pl/wp-content/uploads/2019/10/Screen-Shot-2019-05-06-at-5.13.30-PM.png)
To z jednej strony komediowa z ducha intryga która w wyraźny sposób kojarzy się z Goodbye, Lenin!, z drugiej rodzinny konflikt pokoleniowy, który rymuje się choćby z Cichą Nocą Piotra Domalewskiego. W emocjonalnym sercu The Farewell znajduje się emigranckie doświadczenie, robiące w głowie głównej bohaterki niezły kogel-mogel. Film przygląda się przede wszystkim temu, jak emigracja rozbija tożsamość na drobniuteńkie fragmenty trudne do poskładania w spójną całość.
Co najważniejsze, The Farewell stoi niuansem. Billi jest już raczej Amerykanką, ale gdy jej ojciec mówi o sobie to samo („W końcu mamy amerykańskie obywatelstwo!”) wszyscy przy stole spoglądają na niego krzywym okiem. Choć z perspektywy takiego sinologicznego laika jak ja protagonistka płynnie mówi po mandaryńsku, babcia wytyka jej, że tak naprawdę nie zna języka swoich przodków. I tak dalej, i tak dalej: takie drobne elementy metaforycznie rozpychają nogi Billi, przez co ta kończy w pełnym szpagacie pomiędzy swoją chińskością, a amerykańskością.
Dylematy bohaterów często podawane są mocno na tacy, gdy ci w otwarty sposób spierają się między sobą o to, kto jeszcze jest, a kto już nie jest Chińczykiem. Jednak właściwy dramat filmu rozgrywa się na poziomie emocjonalnym, a nie akademickim. Dla Billi powrót do Chin i spotkanie z umierającą babcią jest tak naprawdę ostatnią okazją na prawdziwy kontakt z jej rodzimym dziedzictwem.
![](https://kalejdoskop.wroclaw.pl/wp-content/uploads/2019/10/the-farewell-movie-2-e1563199509240-840x472.jpg)
Widać, że scenariusz pisany był przez życie (lub też oparty został „na prawdziwym kłamstwie” jak mówią nam napisy początkowe) przede wszystkim ze względu na naturalny dialog stale generujący drobne tarcia pomiędzy postaciami. W filmie Lulu Wang znajduje się bowiem miejsce na interakcje i animozje wewnątrz całej rodziny protagonistki. Płaszczyzn generujących starcia jest przecież wiele: familię Billi rozdzielają pokolenia, kraje, podejście do tradycji, a przede wszystkim samo rozumienie tego, jaką rodzina ma funkcję. W jednej z kluczowych dla filmu scen wuj wykłada Bilie, ale chyba jednak przede wszystkim widzowi, na czym ta różnica polega pomiędzy Wschodem, a Zachodem.
The Farewell to również ciekawy stylistycznie splot różnych estetyk. Bohaterowie, tak jak w Tajwańskiej Nowej Fali, są zawsze obramowani wewnątrz kadrów przez jakąś ramę bądź framugę. Reżyserka często ściska postaci wizualnie w jednym kadrze generując jeszcze większą atmosferę klaustrofobii. Rodzina Billi tak jak zbyt wiele ogórków kiszonych wrzuconych do jednego słoja kisi się, a widzowi pozostaje tylko czekać, aż coś w końcu wybuchnie. Nie brakuje tu również typowo melodramatycznych dolanizmów – bohaterowie chodzący w slow-motion, podniosła muzyka dochodząca spoza kadru i delikatne ciągoty do reżyserki do nadmiernego ornamentalizmu z reguły okazują się trafne, ale czasami wypadają dosyć sztucznie. The Farewell oparte jest przede wszystkim na naturalności i chemii pomiędzy postaciami, więc przerywanie tego efekciarskimi wstawkami zaburza filmowy rytm.
Reżyserka opowiadała w wywiadzie dla Guardiana, że utrata tożsamości narodowej było dla niej uczuciem podobnym do piachu przesypującego się przez palce, ponieważ konkretne wspomnienia i uczucia związane z jej chińską przeszłością coraz bardziej różniły się od tego, dokąd zawędrował jej rodzimy kraj dziś. The Farewell choć rozgrywa się na przestrzeni kilku tygodni, tak naprawdę opowiada o rozliczeniu i tytułowym pożegnaniu się z dużo większym bagażem. Oby ten film jeszcze jakoś dotarł do naszych kin.