Tydzień temu głośno i wyraźnie zachwycałam się kolejnym uziemionym foodtrackiem. Dziś możecie odczuć drobne deja vu, ponieważ tym razem chciałabym pochwalić kolejną ekipę, która z czterech kółek postanowiła przenieść się na stały ląd. Załoga Panczo połączyła siły z multi-tapem 4Hops, dzięki czemu oprócz Placu Społecznego, możemy spotkać ich na co dzień w lokalu przy ulicy Ofiar Oświęcimskich. Jak nietrudno było zgadnąć, z tej fuzji wyszło coś wspaniałego. I nie mam tu na myśli jedynie graficznych malunków zdobiących ściany piwiarni. Atmosfera 4Hops wzbogacona o meksykańskie nuty Panczo uczyniła ten lokal jeszcze atrakcyjniejszym.
Smaki Panczo bazują na kuchni meksykańskiej. Ich tortille, quesadille, tacos i pieczone ziemniaki łączy jedna ważna cecha: smak. A nawet całe jego bogactwo idące w parze z mnogością składników, świeżością i fantastycznym wyważeniem poszczególnych elementów. Moją uwagę przykuła także różnorodność struktur, ponieważ kucharze Panczo zadbali o to, aby obok miękkiego ziemniaka i delikatnych liści kolendry, między zębami smakowicie chrupały pestki granatu oraz orzeszki. Cała kompozycja jest sycąca, ale świeża i lekka. Swoje podniebienia mogą tu zaspokoić zarówno mięsożercy jak i wegetarianie.
Ogromną zaletą fuzji Panczo i 4Hops jest możliwość posiedzenia przy dobrym piwie, w doborowym towarzystwie i nad skrzyneczką z wybornym jedzeniem. Dostępne tu wcześniej menu nie przyciągało głodomorów i było czymś do przekąszenia „przy okazji”. Kufel chłodnego trunku umili nam długi okres oczekiwania, na który jesteśmy skazani wybierając tę lokalizację w piątkowy wieczór. Zabierzcie dobrych znajomych, czas przy rozmowie na pewno szybko minie, a przed Wami na stole pojawi się wyczekiwany posiłek. Jeżeli jest coś co mogłabym zmienić, to właśnie tempo wydawania posiłków. Skoro czas oczekiwania ma być jedynym negatywnym skutkiem ubocznym rosnącej popularności Panczo, nie mam nic przeciwko. Dla Waszego ziemniaka poczekam kilka minut dłużej.
Maria Piecha