Film Magazyn Recenzja 

pękające niczym bańki mydlane – recenzja filmu „Balon”

Tegorocznym laureatem konkursu głównego Festiwalu Filmowego Pięciu Smaków został obraz Pemy Tsedena, tybetańskiego reżysera, którego inne dzieło – Jimpa – mieliśmy okazję również oglądać na Nowych Horyzontach. Twórca niezwykle silnie czerpie ze swojej kultury i miejsca wychowania – nie tylko zrealizował pierwszy w całości film w języku tybetańskim, ale również ekipę filmową składającą się wyłącznie z Tybetańczyków. Zarówno w Jimpie, jak i nagrodzonym Balonie, ponownie odwołuje się świetnie sobie znanej przestrzeni oraz systemu wartości, pozostawiając przy tym swoje produkcje niezwykle uniwersalnymi.

Balon jest na pozór banalną historią o rodzinie wypasającej owce gdzieś z dala od miasta. Z uwagi na politykę jednego dziecka wprowadzaną przez Chiny, ich sielankowa egzystencja zaburza się. Już teraz posiadają trójkę dzieci, które nie tylko należy nakarmić i ubrać, ale również zapewnić lepszy byt, co wiąże się z opłaceniem edukacji. Dodajmy, że z pewnością zapobiegnięcie powiększaniu się rodziny byłoby łatwiejsze, gdyby najmłodsza dwójka nie biegała po łąkach z owalnymi balonami, które w rzeczywistości były ostatnimi sztukami prezerwatyw. Z pozoru niewinne wydarzenia, niczym kula śniegowa, koniec końców doprowadzą bohaterów na skraj, zmuszając do podjęcia decyzji, z których żadna nie daje satysfakcji. Pema Tseden umiejętnie wplata do historii aspekty buddyzmu oraz kwestię snów, które z punkt poszerzają charakterystykę postaci oraz pomagają wytłumaczyć ich zachowania.

Dużym atutem Balona jest przestrzeń oraz sposób komponowania kadrów. Pomimo rozgrywających się dramatów otaczający bohaterów świat pozostaje niezmiennie powolnie rytmiczny, wciąż piękny, aczkolwiek surowy. Odnieść można wrażenie, że nawet ta niezmącona ręką człowieka przestrzeń, nie jest w stanie dać już ukojenia i chronienia. Trudno nie odczytywać również obraz tybetańskiego reżysera jako pogoni za ulotnymi rzeczami pozbawionymi wartości, w sytuacji gdy prawdziwe wartości skrywane są w rodzinie i sercach jej członków.

Zadziwiająco wyważonym zabiegiem okazało się rozbudowanie historii familii o siostrę głównej bohaterki. Ta z pozoru nie aż tak istotna postać, o której wiemy mniej niż więcej, nie tylko pobudza zainteresowanie, ale przede wszystkim zmusza do rozważań, także z uwagi na przeciwstawne cechy względem siostry.

Obraz Pemy Tsedena sprawia, że człowiek chciałby na chwilę przystanąć i się zastanowić. Otwarte zakończenie oraz wiele niedopowiedzeń czynią Balon intrygującym tematem do niekończących się rozmów, a ostateczna interpretacja będzie zależała od doświadczeń i przeżyć własnych widza. Myślę, że to jest najbardziej niezwykłe w twórczości tybetańskiego twórcy, iż pomimo umieszczenia akcji w tak konkretnej lokalizacji, osadzonej mocno pod kątem tradycji i religii, publiczność niezależnie od położenia geograficznego jest w stanie utożsamić się z bohaterami i im współczuć. Balon angażuje, choć nie próbuje nachalnie grać na uczuciach, co czyni z niego seans nie tylko godny zobaczenia, ale zdecydowanie – zapamiętania.

ocena: 7/10

Related posts

Leave a Comment