Film Magazyn Recenzja 

Pod krwistym niebem – recenzja filmu Afire (Berlinale)

Najbardziej satysfakcjonujące są filmy, od których nie oczekujemy niczego, a dostajemy wszystko, co mogliśmy sobie wymarzyć. Tak krótko można byłoby podsumować seans „Roter Himmel” (angielski tytuł „Afire”) w reżyserii Christiana Petzolda.

Całość zaczyna się niemalże klasycznie – oto dwoje bohaterów wybiera się z dala od cywilizacji, nad morze, do lasu, aby oddać się procesom twórczym. Już od początku nie wszystko idzie po myśli Leona – pisarza, któremu cały wszechświat przeszkadza w pracy literackiej. Tymczasem Felix o przeciwstawnym podejściu do życia, korzysta z dobrodziejstw okolicy, chłonąc otaczająca naturę. Całość zaburzy nieoczekiwana obecność Nadii, która wprowadzi w życie – zwłaszcza Leona – nowe uczucia.

Film Petzolda może zdawać się być wakacyjną przygodą. Mamy słońce, morze, piasek i uczucie unoszące się w powietrzu. Zwłaszcza w pierwszej części produkcji dominuje dużo dobrego i trafnego humoru, bohaterowie dokuczają sobie wzajemnie i całość nabiera sielankowego klimatu. Szybko okazuje się jednak, że ta błogość jest ulotna, a oglądane przez bohaterów czerwone niebo o wiele bardziej groźne, niż wydawałoby się na pierwszy rzut oka.

W filmie „Afire” pociągające są w pierwszej kolejności charaktery głównych protagonistów. Mamy Leona (w roli tej świetny Thomas Schubert), który zachowuje się jak niszczyciel dobrej zabawy. Każda ingerencja w jego schemat dnia kończy się niezadowoleniem, choć jednocześnie jego proces tworzenia utknął w martwym punkcie. Leon próbuje oszukać przede wszystkim samego siebie, że znalazł się w tym miejscu, aby skończyć książkę. Po drugiej stronie mamy Felixa (popisowa rola Langstona Uibela), który swoim zachowaniem przypomina trochę nastolatka – skory do rozrywki, jednocześnie umiejący od razu dogadać się z każdym. Jest w końcu Nadja (Paula Beer), której postać została najciekawiej rozpisana – to pełna niespodzianek bohaterka, która będzie zaskakiwała nas do samego końca. Oglądając „Afire”, miałam pewność, że chciałabym spędzić wakacyjny weekend właśnie z tymi protagonistami. To uczłowieczenie jest siłą filmu Petzolda.

Warto podczas seansu „Roter Himmel” zwrócić uwagę nie tylko na wizualny aspekt produkcji, ale także na muzykę. Odgrywa ona istotną rolę w historii bohaterów, a jednocześnie zapada w ucho na długo po seansie.

Reżyser podrzuca nam kilka tropów interpretacyjnych, choć „Afire” jest tego rodzaju filmem, który można odebrać bardzo osobiście i na swój sposób. To ulotna historia, która mogła się nigdy nie wydarzyć i powstać jedynie w głowie Leona jako pisarza. To historia, która mogła być początkiem wielkiej miłości. W końcu to historia, którą w całości mógł pochłonąć ogień.


Fot. Christian Schulz / Schramm Film

Related posts

Leave a Comment