Mało jest znaków sugerujących, że The Farewell, hit ostatniego festiwalu w Sundance trafi do Polski. A szkoda, bo film Lulu Wang, choć geograficznie odległy, opowiada o doświadczeniach bliskich temu, co w ostatnich latach dzieje się również w naszym kraju. The Farewell pokazuje bardziej cienie niż blaski globalizacji, i przygląda się zanikaniu rodzinnych więzi pomiędzy emigrantami, a resztą rodziny, która została w Chinach. Lulu Wang wzięła pod lupę autobiograficzną historię, i przekuła ją w uniwersalny komediodramat, który jednak bardziej wzrusza, niż bawi.
Babcii Billi (Awkwafina) zostało parę miesięcy życia, ale o tym nie wie. Rodzina utrzymuje ten fakt przed nią w tajemnicy, bo, jak twierdzi matka Billi „Chińczycy wierzą, że gdy osoba dowiaduje się o tym, że ma raka, umiera. Ale to nie sam rak, lecz strach przed nim ich zabija”. Pod pretekstem naprędce zorganizowanego ślubu najbliżsi zjeżdżają się by pożegnać nestorkę rodziny. Protagonistka mieszka w Stanach Zjednoczonych, ale mimo to postanawia wrócić do Chin i zobaczyć po raz ostatni osobę, z którą się wychowała.
To z jednej strony komediowa z ducha intryga która w wyraźny sposób kojarzy się z Goodbye, Lenin!, z drugiej rodzinny konflikt pokoleniowy, który rymuje się choćby z Cichą Nocą Piotra Domalewskiego. W emocjonalnym sercu The Farewell znajduje się emigranckie doświadczenie, robiące w głowie głównej bohaterki niezły kogel-mogel. Film przygląda się przede wszystkim temu, jak emigracja rozbija tożsamość na drobniuteńkie fragmenty trudne do poskładania w spójną całość.
Co najważniejsze, The Farewell stoi niuansem. Billi jest już raczej Amerykanką, ale gdy jej ojciec mówi o sobie to samo („W końcu mamy amerykańskie obywatelstwo!”) wszyscy przy stole spoglądają na niego krzywym okiem. Choć z perspektywy takiego sinologicznego laika jak ja protagonistka płynnie mówi po mandaryńsku, babcia wytyka jej, że tak naprawdę nie zna języka swoich przodków. I tak dalej, i tak dalej: takie drobne elementy metaforycznie rozpychają nogi Billi, przez co ta kończy w pełnym szpagacie pomiędzy swoją chińskością, a amerykańskością.
Dylematy bohaterów często podawane są mocno na tacy, gdy ci w otwarty sposób spierają się między sobą o to, kto jeszcze jest, a kto już nie jest Chińczykiem. Jednak właściwy dramat filmu rozgrywa się na poziomie emocjonalnym, a nie akademickim. Dla Billi powrót do Chin i spotkanie z umierającą babcią jest tak naprawdę ostatnią okazją na prawdziwy kontakt z jej rodzimym dziedzictwem.
Widać, że scenariusz pisany był przez życie (lub też oparty został „na prawdziwym kłamstwie” jak mówią nam napisy początkowe) przede wszystkim ze względu na naturalny dialog stale generujący drobne tarcia pomiędzy postaciami. W filmie Lulu Wang znajduje się bowiem miejsce na interakcje i animozje wewnątrz całej rodziny protagonistki. Płaszczyzn generujących starcia jest przecież wiele: familię Billi rozdzielają pokolenia, kraje, podejście do tradycji, a przede wszystkim samo rozumienie tego, jaką rodzina ma funkcję. W jednej z kluczowych dla filmu scen wuj wykłada Bilie, ale chyba jednak przede wszystkim widzowi, na czym ta różnica polega pomiędzy Wschodem, a Zachodem.
The Farewell to również ciekawy stylistycznie splot różnych estetyk. Bohaterowie, tak jak w Tajwańskiej Nowej Fali, są zawsze obramowani wewnątrz kadrów przez jakąś ramę bądź framugę. Reżyserka często ściska postaci wizualnie w jednym kadrze generując jeszcze większą atmosferę klaustrofobii. Rodzina Billi tak jak zbyt wiele ogórków kiszonych wrzuconych do jednego słoja kisi się, a widzowi pozostaje tylko czekać, aż coś w końcu wybuchnie. Nie brakuje tu również typowo melodramatycznych dolanizmów – bohaterowie chodzący w slow-motion, podniosła muzyka dochodząca spoza kadru i delikatne ciągoty do reżyserki do nadmiernego ornamentalizmu z reguły okazują się trafne, ale czasami wypadają dosyć sztucznie. The Farewell oparte jest przede wszystkim na naturalności i chemii pomiędzy postaciami, więc przerywanie tego efekciarskimi wstawkami zaburza filmowy rytm.
Reżyserka opowiadała w wywiadzie dla Guardiana, że utrata tożsamości narodowej było dla niej uczuciem podobnym do piachu przesypującego się przez palce, ponieważ konkretne wspomnienia i uczucia związane z jej chińską przeszłością coraz bardziej różniły się od tego, dokąd zawędrował jej rodzimy kraj dziś. The Farewell choć rozgrywa się na przestrzeni kilku tygodni, tak naprawdę opowiada o rozliczeniu i tytułowym pożegnaniu się z dużo większym bagażem. Oby ten film jeszcze jakoś dotarł do naszych kin.