Tym razem Taco Hemingway zrezygnował z opisywania wielkomiejskiego życia pokolenia 20-latków. Zamiast tego dostaliśmy bardzo intymny album koncepcyjny (koncepcyjny, więc słuchajcie od początku do końca, kawałek po kawałku, bo inaczej nie poczujecie klimatu tej płyty i umknie wam cały jej urok), w którym raper się przed nami obnaża i nawet oficjalnie się przedstawia „Przy okazji jestem Filip Szcześniak gdybyś nie wiedział”. Wiem, dla niektórych może to brzmieć nudno i sztampowo, bo przecież każdy raper mówi, że pisze o swoim życiu. Jednak sposób w jaki Taco to robi, jest całkiem niecodzienny. Najciekawsza jest konwencja, bo całość przypomina słuchowisko radiowe, lub może bardziej radiowy musical. Zapewniają to przerywniki w postaci dialogów Szcześniaka i portiera. Miejscem, w którym bohater przeżywa swoją przemianę jest Hotel Marmur. Mamy do czynienia z bezpośrednim nawiązaniem do utworu The Eagles „Hotel California”, który jest zresztą kilkukrotnie wspomniany na płycie. Nie jest to przypadkowe nawiązanie, bo „Hotelem California” był nazywany szpital psychiatryczny w Camarillo. Na płycie jest więcej wskazówek, naprowadzających nas na to, że Hotel Marmur to tak naprawdę coś w rodzaju ośrodka psychiatrycznego, a główny bohater jest jednym z jego pacjentów. I chyba to właśnie jest najbardziej intrygujące – nic nie jest podane na tacy. Zamiast tego mamy kilka zagadek, wskazówki i całą masę metafor i odniesień.
Ale, ale! Przecież to nie jest książka! To jest album muzyczny! Dlatego teraz parę słów o dźwięku. Gdy pierwszy raz odpaliłem „Marmur” byłem podekscytowany już od pierwszych sekund, bo usłyszałem synthwave’owy retro bit. Przywiódł mi on na myśl serial „Stranger Things”, do którego muzykę stworzyli Kyle Dixon i Michael Stein. Podkłady Rumaka są minimalistyczne, ale świetnie synchronizują się z tekstami i flow Taco trafnie oddając klimat każdego utworu.
Ciężko tak naprawdę się do czegoś przyczepić w tym albumie, ale bałbym się powiedzieć, że to jego najlepsza płyta. Jest bardzo dobra, ale nie zachwyca. Możliwe, że to wina braku bangerów takich jak „6 zer” czy „Następna stacja”, które na koncertach śpiewa cała sala. Jednak album zdecydowanie na plus i liczę na to, że obowiązkowa psychoterapia w Hotelu Marmur przyczyni się do powstania kolejnego.
Błażej Grabowski