Celowo pominąłem nowe dzieło Quentina Dupieux na festiwalu Nowe Horyzonty. Po części przyczyną był zbyt napięty grafik, ale również przeczytanie stwierdzenia „reżyser Morderczej Opony powraca” (której wtedy nawet nie widziałem) mnie skutecznie odstraszyło. Po licznych zachętach znajomych uznałem, że dam Le Daim szansę i to właśnie tak otworze mój kinowy rok.
Historia o mężczyźnie, który marzy o byciu posiadaczem jedynej kurtki na świecie jest wręcz niepoprawnie śmieszna. Lecz tylko na moment, bo po 15 minutach, w których śmiech łączy się z domieszką winy, odrzucamy „poczucie przyzwoitości” i rozpoczyna się czysta czarna rozrywka. Film rozpoczyna się dość niewinnie. Ekscentryczny Georges, grany przez świetnego Dujardina, kupuje staromodną kurtkę ze skóry daniela, która prezentuje „zabójczy styl”. Następnie bohater udaje się do hotelu, w którym postanawia się zatrzymać na miesiąc. To czas, w którym Georges ogłosi się samozwańczym reżyserem, zacznie realizować film, barmanka początkująca montażystka pomoże mu go zmontować, ale przede wszystkim mężczyzna spełni marzenie jego kurtki, by być tą jedyną na świecie
Ta historia zdecydowanie stoi absurdem i groteską. Abstrakcyjny humor pozwala nie kwestionować i nie oceniać działań bohaterów, a w pełni delektować się każdym krwawym aktem. Dupieux nawiązuje to do twórczości innego Quentina. W pewnym dialogu bezpośrednio pada odniesienie do “Pulp Fiction” a i pewien fragment filmu jest wręcz w stylu podobnym do tego tarantinowskiego. Również, może tylko ja to tak odebrałem, puszczane jest tutaj oczko w stronę sympatyków twórczości Hanekego. Może to przez towarzyszącą głównym bohaterom kamerę cyfrową i te statyczne ujęcia obserwujące chłodno historię.
Jest również duet, który chemią może konkurować nawet z tym z Pulp Fiction. Haenel i Dujradin są fantastyczni. Georges zamknięty i rzucający nieporadnie kłamstwami świetnie kontrastuje z młodą, pełną wigoru montażystką. Gwiazda „Portretu kobiety w ogniu”’ pokazuje zupełnie inną twarz. Obaj aktorzy widać, że mieli dobrą zabawę na planie.
Deerskin jest przyjemnym seansem.Dobrą absurdalną komedią, która budzi więcej śmiechu niż byśmy tego chcieli. Film trwa stosunkowo krótko, ale przynajmniej nie jest rozwleczony i nie nuży. Po Deerskin daje się wyczuć pewien autorski styl Dupieux, który bardzo dobrze przeplata się z nawiązaniami do dzieł innych autorów kina. Nadal nie jestem pewien co mnie czeka, ale po Le Daim jestem gotowy obejrzeć “Morderczą Oponę”