Film Klasyka Magazyn Recenzja 

Jak malować wiosnę? – recenzja „Opowieści wiosennej” Erica Rohmera

W 1990 roku  mistrz kina i prekursor Francuskiej Nowej Fali – Eric Rohmer przystępuje do realizacji jego ostatniej serii filmowej. Pomysł w głowie autora “Sześciu moralnych opowieści” narodził się w momencie zetknięcia się szekspirowską “Opowieścią Zimową”. Scena “cudu” wywarła na reżyserze tak duże wrażenie, że posłużyła za inspirację do stworzenia filmu o tym samym tytule. Rohmer wprowadza dodatkowo trzy pozycje do swojego cyklu i na wstępie koncentruje się na wiośnie. Zanim jednak reżyser przeniesie widza w sensualną podróż po czterech porach roku warto cofnąć się 94 lata do roku 1896.

Czeski wirtuoz secesyjny Alphonse Mucha wypuszcza serię “Czterech pór roku”. Nie jest on pierwszym artystą, który obiera za tematykę swoich dzieł zmieniającą się przyrodę (np. Primavera Botticellego), ale zrobił to w wyjątkowo subtelny i wręcz namacalny sposób. Z litografii bije młodość i magnetyzm ciała. Zwiewna nimfa wydaje się unosić w lekkich podmuchach powietrza. Jej ognista czerwień włosów przypomina buchający płomień budzącego się życia. Jest początkiem narodzin, kiełkowania pędów i pierwszego śpiewu ptaków. Jej czystość i niewinność mają w sobie dużo nienachalnego erotyzmu, ale przede wszystkim mogą kojarzyć się z płodnością i pojawieniem się nowego życia. Dygresja ta nie jest bezcelowa, bowiem wiosennemu przebudzeniu autorstwa Czecha najbliżej do “Wiosennej opowieści” – pierwszej części tetralogia Erica Rohmera.

Wiosna jest kobietą, a chcąc być bardziej precyzyjnym dwoma młodymi kobietami. Jeanne i Natasha spotykają się na przyjęciu, a łączące je poczucie wyobcowania i nieznajomość nikogo prowadzi do rozmowy, która splata ścieżki bohaterek. Dziewczyny są nośnikiem wiosny to one wprowadzają tę porę roku do otaczających je przestrzeni. Krótkie ujęcie odsłonięcia okiennic i ujawnienia roślin w doniczkach tak dużo mówi o pojawieniu się nowej pory roku. Kupiony mimochodem bukiet świeżych kwiatów ożywia wnętrza, których ściany pokryte tapetami o motywach roślinnych są często przyozdobione  dziełami malarskimi oddającymi energię pierwszego kwartału (The Markeet and the Mermaid Henri Matisse’a)  W tych mieszkaniach pełnych pierwszych ciepłych promieni słonecznych, lasach i ogrodach kwitnących drzew owocowych Rohmer znajduje kontekst dla rozmów, na których opiera cały swój film (podobnie jak chociażby w “Moja noc u Maud”, czy “Kolanie Klary”)

Dyskusja to żywioł Rohmera i pole do popisu. Rozkwit umysłu jest najlepiej akcentowany właśnie przez rozmowy o naturze przyjaźni, miłości, erotyki, ale też codziennym życiu. Relacje kobiet charakteryzuje kontrast między powściągliwością a impulsywnością. Jeanne jako nauczycielka filozofii jest tą opanowaną. Jej świadomość siebie samej została zbudowana na zasadach, które pozwalają zachować spokój. 

“Nigdy nie pokocham kogoś do szaleństwa. Nie jestem szalona ani nawet emocjonalna”.

Auto rygor pozwala nadal swobodnie współistnieć Natashy, której porywczość stanowi przeciwwagę. Jej zmienność nastawienia i labilność osądów nieraz wydają się niezrozumiałe dla Jeanne i samego widza. Opanowanie nauczycielki jest  fascynujące, ale sprawia ona wrażenie zbyt wycofanej i niezdolnej do wyrażenia poglądów w kluczowym momencie. Wątek kantowskiego osądu również pojawia się w sprzeczce przy stole. Kochanka ojca porusza zagadnienie syntetycznych sądów a priori, co wyjątkowo irytuje Natashe. Traktuje je jako atak, albo obnażenie jej z podejrzeń dotyczących kradzieży biżuterii (przez niechęć w sercu, nieudolnie łączy urojone poszlaki i ślepo kieruje oskarżenie na kochankę ojca)

UWAGA W PONIŻSZYM AKAPICIE MOŻE ZNAJDOWAĆ SIĘ SPOILER

Długie dywagacje mają swój finał w domku na wsi. Dochodzi wtedy do swoistej kulminacji, a charaktery bohaterów najsilniej oddziałują na siebie. Natasha z całą zawziętością krzywdzi kobietę ojca i dopuszcza do intymnej interakcji między nim, a jej przyjaciółką. Słabość ojca do kobiet i ciekawość prowadzi do pełnej erotyzmu konfrontacji z Jeanne, która bezlitośnie wykorzystuje kontrolę w scenie trzech życzeń. Kulminacja przypomina ogród pełen różnorodnych kwiatów intelektu, współgrające i gryzące się ze sobą.

Wiosna to nowy początek. Odrodzenie się życia na nowo . Powrót swobody, burze emocji, namiętności, rozkwit przyjaźni. Przebudzenie się pięknego umysłu prowadzącego do intelektualnych  konfrontacji. Rohmer oddaje piękno wiosny na różnych płaszczyznach. Pokazuje budzącą się przyrodę. Wpuszcza do wnętrz światło i ciepło. W świeżym pachnącym powietrzu rozpyla unoszący się erotyzm i fascynacje.  Ale budzi również umysły i charaktery. Pozwala rozkwitać i rozwijać się im w długich rozmowach. I tak jak Alphonse Mucha tworzy piękną litografie wiosny. Kobietę piękną subtelną i spokojną. Zmysłową, pełną życia i bogactwa intelektualnego.

Related posts

One Thought to “Jak malować wiosnę? – recenzja „Opowieści wiosennej” Erica Rohmera”

  1. […] poniższy tekst jest kopią recenzji mojego autorstwa opublikowanej oryginalnie na stronie Kalejdoskop Wrocław pod linkiem: […]

Leave a Comment