Podobnie jak w kategorii kobiecej, mamy tutaj dwóch faworytów, którzy są poza zasięgiem rywali. Rywalizacja pomiędzy nimi powinna się rozstrzygnąć, gdy przyjdzie do rozdania nagród Screen Actors Guild. Ciekawie wygląda też sprawa nominacji, bo oprócz tych dwóch faworytów mamy szereg kreacji z dużymi szansami na wyróżnienie.
Faworyci do Oscara:
Casey Affleck za „Manchester by the Sea” – Postawiłbym nawet tezę, że to kreacja w ogóle nie wpisująca się w jakiekolwiek oscarowe ramy. Jest nieefektowna, stonowana i bez wybuchów emocji. Jednak Casey robi coś lepszego. On przekracza granicę gry i staje się bohaterem. To cienka linia dzieląca wykreowanie postaci na ekranie i wejście w głąb jej duszy i ukazanie prawdy. Wystarczy spojrzenie Caseya by poznać całą paletę emocji jego bohatera. Dochodzi do tego też TA scena, o której już pisałem w kontekście Michelle Williams, w której ukazuje najgłębszy rodzaj aktorstwa. Prywatnie dodam, że to moja ulubiona kreacja tego roku. Wydaje się, że jedynie jakieś sprawy pozafilmowe mogłyby mu przeszkodzić w zdobyciu nagrody.
Denzel Washington za „Fences” – Akademia lubi tworzyć historię – w zeszłym roku negatywną, w tym może chcieć naprawić swoje błędy. Czy Denzel będzie pierwszy czarnoskórym aktorem uhonorowanym trzema statuetkami Oscara? Taka sztuka udawała się tylko niewielkiej grupce osób w całej historii Akademii. Denzel jest bardzo wychwalany za rolę w tym filmie. To pełnokrwisty i szarżujący rodzaj aktorstwa – dokładnie przeciwieństwo Afflecka. Jednak Fences okazał się umiarkowanie dobrym filmem i podobno tylko Viola Davis może liczy na większe względu Akademii. Z doświadczenia wiem, że film, którym otrzymuje dwa aktorskie Oscary musi prezentować bardzo dobry poziom. Fences może po prostu temu nie sprostać.
Kandydaci do nominacji:
Ryan Gosling za „La La Land” – Być może nie jest to aż tak dobra kreacja, jak w przypadku partnerującej jej Emmie Stone, ale pozycja filmu może pomóc Ryan’owi w zdobyciu nominacji. Śpiewający ulubieniec nastolatek zagrał podobno na solidnym poziomie i będzie liczył się w stawce.
Andrew Garfield za „Przełęcz ocalonych”/”Milczenie” – Podobna sytuacja jak w przypadku Amy Adams. Wszystko zależy od tego jak bardzo Akademia pokocha (i czy w ogóle) nowy film Martina Scorsese. Garfield ma w zanadrzu rolę w nowym filmie Mela Gibsona, w którym dał popis znakomitego aktorstwa.
Tom Hanks za „Sully” – Podobnie jak w przypadku Meryl – to przecież Tom Hanks. Nic nie trzeba dodawać.
Joel Edgerton za „Loving” – Ten film to typowy przykład klasycznego Hollywoodu, z wszelkimi jego wadami i zaletami. Joel gra „pod nagrody”, dlatego dużo bardziej przypadła mi do gustu rola Ruth Neggi.
Viggo Mortensen za „Captain Fantastic” – Podobno to rewelacyjna kreacja. Film jednak wzbudza dość skrajne reakcje, więc może być różnie.
Czarne konie: Michael Keaton za „The Founder”, Matthew McConaughey za „Gold”, Warren Beatty za „Rules Don’t Apply”