Film Klasyka Magazyn Netflix Recenzja 

Muzyczne widowisko – recenzja filmu „2001: Odyseja kosmiczna”

Stanley Kubrick wyreżyserował film 2001: Odyseja kosmiczna w 1968 roku, a zatem ponad pięćdziesiąt lat temu, a mimo to dzieło wciąż pozostaje unikatowe zarówno pod kątem wizualnym, jak i muzycznym. Produkcja filmowa amerykańskiego reżysera stanowi nie tylko interesujący punkt wyjścia do rozważań na temat znaczeń użytych w niej symboli, ale także roli muzyki w filmie.

W początkowej fazie realizacji dzieła za ścieżkę dźwiękową miał być odpowiedzialny Alex North, który współpracował z Kubrickiem podczas jego wcześniejszych filmów. Jednakże reżyser – nieusatysfakcjonowany utworami zaprezentowanymi przez artystę, postanowił wypełnić obraz muzyką klasyczną, w szczególności twórczością Richarda Straussa, Gyorgy’a Ligetiego, Johanna Straussa II. Wykorzystane przez Kubricka utwory nie tylko podkreślają wydarzenia rozgrywające się na ekranie, ale również poszerzają kontekst interpretacyjny 2001: Odysei kosmicznej.

Na wstępie warto podkreślić, że wszystkie fragmenty muzyki klasycznej użyte w filmie mają charakter niediegetyczny. Kompozycje klasyczne wprowadzają do filmu niejednoznaczności, który to zabieg nawiązuje do praktyk kina niemego, które zaadaptowało na stałe dobrze znane publiczności utwory odgrywane przez orkiestrę. Natomiast poprzez posłużenie się muzyką z niewidocznego źródła, reżyser uzyskał efekt ponadczasowości, wprowadzając dźwięk jako coś, co istnieje w świecie zawsze.

Film 2001: Odyseja kosmiczna rozpoczyna się muzyką wykonywaną nie tylko na zewnątrz uniwersum dramatycznego, ale również przed pierwszym wizualnym kadrem. Utwór Atmosphères Ligetiego funkcjonujący w filmie jako uwertura zmusza odbiorcę do wyobrażenia sobie przestrzeni. Dzieje się tak głównie za sprawą braku wyraźnego tematu przewodniego melodii, przez co sam dźwięk wydaje się zapowiadać niepokój, ale i jedność: bezruch i ruch jednocześnie. Panująca ciemność na ekranie niejako wymusza na widzu konieczność wczucia się w nastrój filmu wyłącznie na podstawie słyszalnych dźwięków.

Pierwsza część produkcji filmowej została zatytułowana „Świt człowieka (zaranie ludzkości)”, a utwór muzyczny, który towarzyszy obrazowi, to fragment Tako rzecze Zarathustra Richarda Straussa. Poemat symfoniczny Straussa rozbrzmi również w scenie, w której małpa (kreowana na przodka człowieka) odkrywa, że zwykły przedmiot może zostać użyty jako broń oraz w finale filmu. Utwór muzyczny intepretowany jest przez pryzmat koncepcji Friedricha Nietzschego o narodzinach nadczłowieka, co swoje ujście znajduje zwłaszcza w zakończeniu produkcji. Tako rzecze Zarathustra – jako utwór podzielony na dziewięć sekcji z trzema wyraźnymi pauzami – porządkuje strukturę filmu, dzieląc ją na trzy części. Dźwięki – poprzez użycie nisko brzmiących nut – instrumentów blaszanych dętych oraz kotłów budują napięcie, prowadząc do patetycznego akordu wieńczącego scenę.

Walc Johanna Straussa II Nad pięknym modrym Dunajem rozbrzmiewa przede wszystkim w momentach, gdy widz obserwuje na ekranie przestrzeń kosmiczną – układy planet lub statki kosmiczne. Idealna harmonia utworu oraz rytm utworu z akcentem na trzy sprawia, że filmowa rzeczywistość nabiera lekkości, płynności oraz niemal wizualnej kolistości. Co ciekawe, w tym samym czasie dochodzi do dysharmonii w percepcji, bowiem walc jako dzieło muzyczne nie wpisuje się w czas i miejsce akcji. Jednocześnie można zastanowić się nad koncepcją, czy reżyser nie odwołuje się do koncepcji pitagorejczyków, która stanowiła o muzyce niesłyszalnej dla niedoskonałego ucha, ale będącą stałą cechą wszechświata. Muzyka może istnieć zatem w kosmosie, a co więcej – to kosmos może muzykę wytwarzać, stąd charakter muzyki niediegetycznej zostaje zachwiany. Utwór Straussa stanowi także klamrę kompozycyjną jednej z części filmu – fabularnie obejmuje przybycie doktora Floyda, a dodatkowo zamyka film, bo walc towarzyszy napisom końcowym, niejako podtrzymując optymistyczny wydźwięk zakończenia.

Istotną rolę podczas sekwencji podróży „poza nieskończoność” odgrywają utwory Ligetiego RequiemAtmosphères, choć twórcy filmowi przearanżowali te dzieła, dostosowując je do swoich potrzeb. Ostatecznie więc podróż na Jowisz ilustrowana jest poprzez nienaturalne dźwięki bardziej przypominające hałas niż muzykę. Strzępy melodii nie pozwalają widzowi poszerzyć interpretacji wynikającej z obrazu, przez co tajemnica monolitu pozostaje nieodgadniona. Ponadto „przemontowanie” Atmosphères – na koniec utworu przedłużono o jego początek – uwypukla harmoniczność czasoprzestrzenni oraz podkreśla temporalność kosmicznej podróży.

Jedynym utworem muzycznym, który ma charakter diegetyczny, czyli swoje źródło znajduje w świecie przedstawionym, jest piosenka Daisy Bell. Wybór popularnej amerykańskiej piosenki z lat ’90 XIX wieku skomponowanej przez Harry’ego Dacre’a nie był przypadkowy. Reżyser wykorzystał fakt, że Daisy Bell był pierwszym utworem zaśpiewanym przez komputer. W filmie piosenkę wykonuje komputer pokładowy Hal 9000 w chwili swojej „śmierci”, dzięki czemu komputer nabiera bardziej ludzkiego oblicza – umierając, sięga do swoich pierwszych wspomnień związanych z twórcą-programistą. Tekst piosenki nie poszerza sposobów interpretacji sceny, choć pozwala powiązać film Kubricka osadzony w gatunku science fiction ze współczesnością reżysera z lat ’60 XX wieku.

Utwory wykorzystane w filmie zostały wykonane przez orkiestrę symfoniczną, co przywodzi na myśl produkcje z czasów kina niemego lub początków kina klasycznego. Niewątpliwie w momencie premiery filmu orkiestra współtworząca film stawała się anachronizmem, choć wciąż twórcy potrafili doceniać niejednoznaczności, które nadawały filmowi kompozycje klasyczne. Warto mieć na uwadze, że w 2001: Odysei kosmicznej muzyka pełni funkcję odrębnego środka wyrazu, a nie jedynie uzupełnienie czy tło dla warstwy fabularnej czy wizualnej. Kubrick nie potraktował ścieżki muzycznej jako ilustracji dla narracji, a jej element prowadzący do poszerzenia interpretacyjnego odbioru filmu. Autonomia muzyki podkreślona została również poprzez jej nieintuicyjny wybór – wydawałoby się, że do produkcji filmowej, której akcja rozgrywa się w kosmosie – właściwsza byłaby muzyka awangardowa, może elektroniczna. Tymczasem reżyser zdecydował się użycie twórczości dziewiętnastowiecznych klasyków w świecie futurystycznym.

Podejmując próbę podsumowania powyższych rozważań, nie można zaprzeczyć, że atutem dzieła Stanley’a Kubricka jest przypisanie muzyce równorzędnej roli w stosunku do warstwy wizualnej. Można postawić tezę nawet dalej idącą – ścieżka muzyczna mogłaby istnieć niezależnie od obrazu, a widz mógłby odbyć swoistą podróż kosmiczną wyłącznie za pomocą dźwięku. Użyte klasyczne utwory nadają narracji nową warstwę interpretacji, której nieznajomość nie uniemożliwia udziału w seansie filmowym, choć umniejsza możliwością odnalezienia ścieżek analiz. Dodatkowo, amerykański reżyser sprawił, że użyte kompozycje poprzez swoją (dys)harmonię oraz rytm potrafią oddać kształty, a nawet stan nieważkości panujący w kosmosie. Stanley Kubrick za sprawą dzieł Richarda Straussa, Gyorgy’a Ligetiego oraz Johanna Straussa II wykreował u odbiorcy wyobrażenie niekończącego się wszechświata, który bez pomocy muzyki „otwierającej” lub „kończącej” (choć koniec jest tak naprawdę początkiem) przestrzeń, nie mógłby istnieć.

Ocena: 10/10

Related posts

Leave a Comment