Masowe wywózki Polaków na Syberię w okresie drugiej wojny światowej to jeden z najbardziej dramatycznych momentów polskiej historii XX wieku. Niestety Janusz Zaorski postanowił opowiedzieć o tym okresie w konwencji banalnego melodramatu, przez co jego przekaz stracił na wiarygodności i sile rażenia. Rodzina Dolinów wiedzie spokojne życie w gospodarstwie na prowincji. Nawet tocząca się w tym czasie wojna za bardzo ich nie dotyka. Życie rodziny zmienia się jednak w chwili, gdy w nocy do ich domu pukają radzieccy żołnierze. Dolinowie, wraz z wielką grupą sąsiadów zostają „przesiedleni” na Sybir, gdzie trafiają do obozu prowadzonego przez komendanta Sawina. Temat zsyłek na Syberię nie był jak dotąd w kinie zbyt mocno eksploatowany. Miał więc Zaorski przed sobą możliwość zaproponowania zupełnie swobodnej, osobistej narracji. Niestety jego propozycja jest tyleż zrozumiała, co niestety rozczarowująca. Szkoda bowiem tak podniosłej kwestii do tworzenia banalnego, wybitnie manipulatorskiego melodramatu. Niestety widać w „Sybieriadzie polskiej” pewne lata reżyserskiej absencji Zaorskiego. Pozostał on dość sprawnym rzemieślnikiem, stał się też wielkim stylistą. Jednak narratorem jest mocno niekonsekwentnym i na wskroś przewidywalnym. A co najgorsze nie stara się wywołać w widzu prawdziwych emocji, stawia zaś na bardzo proste, żeby nie powiedzieć że chwilami prostackie środki przekazu. Jego narracja jest zbudowana na poziomie znanym bardziej z telewizyjnych oper mydlanych, niż z solidnie skonstruowanego kinowego dramatu. Operuje wybuchami emocji, okraszonymi bardzo pompatyczną, ale przy tym wybitnie niestrawną muzyką Krzesimira Dębskiego. Z powodu takiego stylu opowiadania wydźwięk historyczny wydarzeń zdecydowanie ucieka, zostawiając miejsce płytkim, nieznaczącym emocjom. W uwiarygodnieniu nie pomagają też zanadto aktorzy, a może bardziej słaby scenariusz jakim zostali „obdarowani”. Jak bowiem wybitnym aktorem nie byłby Adam Woronowicz, tak nawet jemu nie powiodło się uczłowieczenie Jana Doliny – człowieka bez skazy, odrealnionego pomnika, który z niezrozumiałych dla mnie powodów stał się autorytetem dla całej społeczności. Podobny jest problem z jego nemezis, komendantem Sawinem, który jest postacią na pograniczu komedii i dramatu. Jego nieudolne próby dopieczenia Dolinie wywołują początkowo rozbawienie, później jednak zmieniające się w narastającą irytację. Z głównych postaci najbliżej „ziemi” znajduje się grana fantastycznie przez Sonię Bohosiewicz Irena, która pozostaje też najbardziej niejednoznaczną bohaterką. Czujemy bowiem niesmak z powodu jej konformistycznego postępowania, z drugiej strony w specyficzny sposób solidaryzujemy się postawą przez nią przyjętą. Niestety poza Bohosiewicz i chwilami Woronowiczem, aktorsko „Syberiada” nie ma wiele do zaproponowania. Jak wspomniałem wcześniej zdjęciowo jest to film wysmakowany, wręcz dopieszczony. Z drugiej strony widoki, jak piękne by nie były, wyglądałyby lepiej w filmie dokumentalnym National Geographic, a nie w obrazie opowiadającym o jednej z największych tragedii polskiego narodu. Spotkanie z najnowszym filmem Janusza Zaorskiego przynosi niestety bardzo poważne rozczarowanie. Jak bowiem ciekawie wygląda przyjęta przez perspektywa przyziemnego dramatu konkretnych osobowości, tak mocno „Syberiada” traci na ich straszliwym odrealnieniu i oparciu całego emocjonalnego przekazu na grze na uczuciach widza. W dodatku przewidywalnej i mało poruszającej grze. Maciej Stasierski