Co w programie? Cztery filmy – znów jeden neobarok i jeden dokument, a ponadto rosyjska komedia i nocne szaleństwo jak się patrzy. Po genialnym dniu, przyszedł czas na dzień fatalny… „Pasieka” reż. Andrey Kagadeev, Nikolay Kopeykin Ten film, rosyjska komedia (serio?!) spod ręki rosyjskiego odpowiednika grupy Monty Pythona (cytat za karkołomnym porównaniem z katalogu festiwalowego) zachęca do pewnej refleksji: czy aby na pewno nie za wcześnie nazwałem „Posępną przyszłość” najgorszym filmem jaki w życiu widziałem…? Tam chociaż można było się pośmiać z głupoty twórców. Tutaj pozostało tylko wyjść i nie wracać. 0/10 „Historie rodzinne” reż. Sarah Polley Jest wiele w tym dokumencie bardzo dobrych rzeczy – pomysł na narrację, opis historii z bardzo wielu różnych, a paradoksalnie bardzo bliskich sobie punktów widzenia, w końcu świetna muzyka ukazująca bardzo osobiste podejście reżyserki to opowieści, którą stara się przedstawić. Niemniej jest w nim też jedna podstawowa wada, która nie pozwala na jego rekomendację – historia, banalna, miejscami przeciągnięta do granic możliwości, nudna i niewciągająca. Co więcej można byłoby powiedzieć, że ocierająca się trochę o narcyzm, bo odnosząca się głównie do historii własnej rodziny, którą Sarah Polley uznała za na tyle interesującą by opowiadać o niej przez bez mała 2h. Niesłusznie uznała. 5,5/10 „Kochankowie z Pont-Noef” reż. Leos Carax Największy budżetowo film Leosa Caraxa, ale też ten z którym miał najwięcej logistycznych problemów. Trochę to na ekranie widać, szczególnie w ostatnich 30 minutach filmu, w których Carax nie wie za bardzo jak go zakończyć, więc robi to raz, drugi, piąty, a gdy wreszcie mu się udaje, to pojawia się dość krzepiący, ale w z drugiej strony nieprzystający do wydźwięku całej opowieści happyend. Niemniej mimo tych braków widać też ponownie rozwijający się styl wizualny Caraxa, jego nieprawdopodobną wyobraźnię, także sprawność reżyserską. Znowu aktorzy robią dla niego wielką robotę – jego stałego współpracownika Denisa Lavanta wspomaga w tym filmie genialna Juliette Binoche. Jak zwykle Carax dba tutaj bardziej o atmosferę, stronę formalną filmu, niż o fabułę. I na tym znowu wygrywa, gdyż historia rodzącej się trudnej i opartej na wielu skrajnych emocjach miłość, wypada dzięki temu autentycznie. 7,5/10 „Hardware” reż. Richard Stanley Gdyby to była powtórka z „Posępnej przyszłości”, to chociaż można byłoby się pośmiać. Tymczasem film Richarda Stanleya nie dość, że jest absolutnie na serio, to nieomal nic w nim nie gra. Zgoda, nie sposób się przyczepić do scenografii. Jednak inne rzeczy wołają o pomstę do nieba – aktorstwo, scenariusz, reżyseria, muzyka. Film jest absolutnie pozbawiony rozmachu, tak ciemny, że trudno się połapać co dokładnie się dzieje na ekranie. Brakuje mu także jakiegokolwiek przymrużenia oka. Na dokładkę atakuje zmysł słuchu tak nieznośnymi dźwiękami, w tak ogromnym natężeniu, że nie sposób tego wytrzymać dłużej niż kilkanaście minut. A to i tak długo. 2/10 Maciej Stasierski