Debiut – niezależnie od tego czy fabularny, czy dokumentalny, jest niemalże najistotniejszym dziełem każdego reżysera. Nierzadko to przez pierwszy film definiowana jest dalsza twórczość miłośnika X muzy. Nieczęsto zdarza się, aby debiutant zdobył takie szerokie uznanie wśród krytyków oraz serca publiczności, jak to stało się w przypadku Bing Liu. Nominacja do nagrody Sundance, szereg zwycięstw na Millennium Docs Against Gravity, czy wreszcie nominacja do Oscara za najlepszy pełnometrażowy film dokumentalny – to naprawdę udany start. Produkcja Liu stanowi intymną relację o dorastaniu samego reżysera oraz jego przyjaciół, a historia ta potrafi zaciekawić bardziej niż niejeden kryminał.
Jutro albo pojutrze jak większość innych obrazów dokumentalnych trudno oceniać pod kątem samej tematyki, historii czy sylwetek bohaterów. Z tego też względu, warto na początku skupić się na technicznej warstwie filmu, bowiem Bing Liu nie tylko był reżyserem swojego debiutu, ale również odpowiadał za montaż oraz zdjęcia. Produkcja wyróżnia się już na pierwszy rzut oka właśnie montażem oraz sposobem prowadzenia kamery, które w punkt oddają płynność wiążącą się z jazdą na deskorolce. Dekonstrukcja czasu poprzez brak stanowczego podziału dni lub miesięcy pomiędzy scenami, tylko nasyca wrażenie gładkiego sunięcia w nieznaną przyszłość. Odczucie pętli czasowej podsycone zostało archiwalnymi zdjęciami. Jednocześnie Liu bardzo umiejętnie opowiada, z początku, wydawałoby się niezwiązane ze sobą historie, aby następnie wyprowadzić z nich dojrzały wniosek, a wręcz przestrogę przed błędem, który łatwo jest popełnić. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, że młody reżyser tak trafnie prowadzi sjużet, że jego dokument staje się kinem pełnym zagadek i niewiadomych – zwłaszcza w zakresie motywacji bohaterów.
Dzieło Bing Liu na pozór czyni swoim tematem błahy epizod z życia, którym jest konieczność dorośnięcia. Trzech bohaterów chciałoby nigdy nie opuścić Nibylandii i wiecznie jeździć na desce. Rzeczywistość niestety rewiduje marzenia, choć z pewnością losy bohaterów mogły potoczyć się znacznie gorzej. Co ciekawe, dorosłość, w którą wchodzą nastolatkowie jest definiowana tak naprawdę przez przeszłość. I to z minionymi latami rzeczywiście próbuje zmierzyć się Liu, chcąc uniknąć przy tym powtórzenia tych samych historii.
Trudno ocenić z czego bierze się fenomen Jutro albo pojutrze – może z determinacji, której nie brakuje bohaterom, może z tej cząstki Piotrusia Pana, którego mają w sobie. Budująca jest zwłaszcza postawa Bing Liu, czerpiącego garściami z utraconego dzieciństwa każdego z nastolatków, aby następnie ulepić z niego swoistą drogę ucieczki. Wprawdzie można byłoby zapytać – za słowami matki reżysera – czy warto rozpamiętywać przeszłość, zwłaszcza gdy pełna jest ona krzywd. Liu pokazuje jednak, że nie sposób kształtować własnego charakteru bez oglądania się na minione lata.
Jutro albo pojutrze to dokument bardzo indywidualny i uniwersalny jednocześnie. Snuta przez reżysera historia rozgrywa się na przedmieściach amerykańskiego miasta, w którym panuje bezrobocie i stagnacja – brak szans na jakikolwiek rozwój. Jedynym ratunkiem jest ucieczka. Z drugiej strony opowieść o przemocy domowej oraz krzywdzącym milczeniu potraktowana została niczym niekończąca się przypowieść rozgrywająca się raz po raz w następnych rodzinach. Pomimo pewnej beznadziejności w zakresie możliwości zmiany swojego losu, Liu swoim filmem daje nadzieję, że warto podjąć próbę i walczyć do samego końca.
Ocena: 8,5/10