Katarzyna Rosłaniec jest jednym z ciekawszych, a na pewno lepszych warsztatowo polskich filmowców młodego pokolenia. Tak przynajmniej mogło się wydawać po dzielących mocno publiczność, moim zdaniem dobrych „Galeriankach”. Cóż się więc stało, że jej kolejny film „Bejbi blues”, pokazujący że wizualnie jej styl jeszcze bardziej się poprawił, okazał się taką katastrofą? „Juno” z nominowaną do Oskara rolą Ellen Page nie był może filmem wybitnym. Nie można było mu jednak odmówić lekkości w podejściu do młodzieńczego macierzyństwa. U Rosłaniec nie ma miejsca na jakąkolwiek scenariuszową lekkość. Zabrakło scenariusza na poziomie tego, co do tamtego filmu napisała Diablo Cody. A szkoda, bo początek był dość obiecujący. Co prawda Rosłaniec-scenarzystka miota się szalenie wokół zaproponowanego przez siebie tematu. Niemniej nadrabia to Rosłaniec-reżyserka, która swoją narracyjną sprawnością i ciekawym stylem potrafi przykryć wiele scenariuszowych dziur. Niestety ta liczba narasta w tempie szalonym, zmierzając do konkluzji, która woła o pomstę do nieba. W scenariuszu Rosłaniec chce zmieścić niemal wszystko: narkotyki, hipsterstwo, imprezy, dziwnych sąsiadów, jeszcze gorszych rodziców, zdrady. Trochę niestety tego za dużo, dlatego w „Bejbi blues” misternie budowana konstrukcja rozpada się jak domek z kart. Wszystko rozbija się właśnie o ten scenariusz – nagromadzenie absurdów fabularnych jest w nim niestety przytłaczające. Przytłacza z jednej strony samą Rosłaniec, która jak już wspomniałem reżyserem jest utalentowanym. Przytłacza też świetnie przez nią prowadzonych aktorów, którzy są jakby nieświadomi tego, że grając nawet najlepiej nie będą wstanie stworzyć wiarygodnych bohaterów. A debiutanci, jak i cała plejada weteranów z najlepszą Magdaleną Boczarską gra świetnie. Problemem dodatkowym obydwu filmów Katarzyny Rosłaniec jest to, że reżyserka ma chyba zbyt duże przeświadczenie jakoby opowiadała o rzeczach szokujących i zupełnie nietypowych, a jej myślenie było światłe i ponadczasowe. W przypadku „Galerianek” było to szczególnie widocznie, film jednak nie tracił przy tym całej wiarygodności. W „Bejbi blues” udało się minimalnie tę manierę ukrócić, niemniej wciąż czuć, że Rosłaniec zbyt poważnie traktuje tematykę filmu. Oczywiście jeśli założymy, że wie o czym chce opowiedzieć, nad czym stawiam znak zapytania. Zadanie dla Katarzyny Rosłaniec przed realizacją kolejnego filmu: ZNALEŹĆ SOBIE SCENARZYSTĘ! Zadanie dla widzów przed seansem „Bejbi blues”: SOLIDNIE SIĘ ZNIECZULIĆ! FILM OBEJRZANY DZIĘKI UPRZEJMOŚCI KINA NOWE HORYZONTY Maciej Stasierski