Nie przypuszczałem, że kiedykolwiek tak bardzo zwiążę się emocjonalnie z klubem sportowym. Stało się.
A uświadomiłem to sobie jakieś 3 lata temu. Od tamtej chwili drżałem o to, by Guardiola nie odszedł z klubu.
Odszedł kilka dni temu. Świat się nie zawalił, ale…
Fascynację Barceloną pamiętam jeszcze z lat szkoły podstawowej.
Chociaż wtedy akurat nie święciła wcale tak wielkich tryumfów jak w ostatnich latach. Pamiętam Fifę 1997 i ekipę Louisa van Gaala.
Pamiętam, jak podawał wtedy kapitan Guardiola i klepał z Luisem Figo.
– Odejście mistrza klasy Pepa Guardioli musi spowodować wstrząs, zresztą wystarczy posłuchać piłkarzy – reagują, jakby rozpadał im się świat – pisał Rafał Stec.
Świat, w granicach rozsądku i w cudzysłowie, rozpadł się także nam kibicom. Bo Barcelona, obecna ekipa piłkarzy i sztab trenerski to jedna rodzina.
Takiej nie uświadczysz w Madrycie i żadnym innym klubie. Guardiola był w Barcelonie jak Papa Smerf.
A jego podopieczni doświadczyli wszystkim kibicom ogromnych emocji. Ciężko będzie sobie wyobrazić ławkę trenerską Barcy w przyszłym sezonie bez Pepa.
Coś się kończy, coś zaczyna. Ostatni mecz z Rayo pokazał, że ekipa wciąż trzyma się mocno i łączy ich coś więcej niż piłka.
Pep dziękujemy. Trzymaj za nas kciuki. My za Ciebie trzymamy! Zawsze.
Dominik