Już dziś o 18.30, w ramach festiwalu literackiego Port Wrocław, odbędzie się w Imparcie spotkanie autorskie zatytułowane „Wiersz polski średniej długości”. Swoje książki prezentować będą Darek Foks, Krzysztof Jaworski, Zbigniew Machej oraz Tomasz Majeran. Ten ostatni właśnie, Wrocławianin zresztą, to autor poetyckiego tomiku „Koty. Podręcznik użytkownika”, po raz pierwszy opublikowanego w 2002 roku, a wydanego znów rok temu w nowej oprawie graficznej, z dwoma nowymi wierszami oraz zmianami w utworach już istniejących. Jakie miejsce wiersze Tomasza Majerana – autora również tomów „Elegia na dwa głosy” (1994) i „Ruchome święta” (2001) – zajmują wśród polskiej poezji współczesnej, nie czuję się w stanie dociekać. Co bardziej bowiem interesujące, tomik – co znać po samym już tytule – wpisuje się w literacką dyskusję: jak o kocie pisać można? A można różnie. Generalnie wyróżnić możnaby dwie tendencje – bardziej laicko (prościutkie wiersze Franciszka Klimka, publikowane często w czasopiśmie „Kot”; książka „Kot w stanie czystym” Pratchetta – o kotach przez pryzmat charakterystycznego poczucia humoru autora) i bardziej święcie (pojedyncze „kocie” wiersze w twórczości np. Baczyńskiego, Poświatowskiej czy Barana; tu też – Jerzy Pilch w „Bezpowrotnie utraconej leworęczności”). Majeran w „Podręczniku” jest pod tym względem dość nierówny. Określiłabym: irytująco zlaicyzowany z przebłyskami błyskotliwości. Tom podzielony został na 19 lekcji (w rzeczywistości 16 uwzględniając, że autor pozostawił w numeracji celowe luki), z których każdą stanowi dłuższy bądź krótszy wiersz „Lekcja 13” – jedynie dwuwyrazowy). Autor wielokrotnie bawi się konwencją, przerabiając utwory szeroko znane na tematykę kocią, czego skutkiem jest m.in. jeszcze dość ciekawie brzmiąca adaptacja „Hymnu o miłości” („ogon dobry jest,/ cierpliwy jest”), ale już prawie nie do wytrzymania nowa wersja „Trenu VIII” Kochanowskiego, wykorzystująca oryginalne zakończenia klasyku („>Jaka karma, taki los<, ma mama śpiewała/ Lecz na dach łajdaczyć się chętnie pobiegała”). Są tu też wiersze mające być żartobliwym nieco zapisem kociej codzienności. „Lekcja 6” to manifest kota gardzącego ludzkością. Temat i przesłanie – w stu procentach trafione, forma zaś to refrenicznie powtarzające się na końcu strof przekleństwo („Te ręce, które łaskawie podają/ rybę na talerz tudzież polędwiczkę/ drugiej świeżości i inne kotlety,/ niech spierdalają.”). Podobnie w „Lekcji 15” wiodącym słowem staje się „gówno”. Wulgaryzm w poezji może być istotnym środkiem wyrazu, tu staje się nieuargumentowanym nadużyciem. Całość, gdy dodać do tego niezwykle eksploatowany topos baleronu, nadzwyczajnie mierzi. Obok jednak tego degradującego kota, zdarza się w „Podręczniku” wiersz ładny, a przynajmniej ciekawy. Na wzór modlitwy przed posiłkiem napisana „Lekcja 5”; pomysłowe, krótkie i proste „Lekcja 10” („Opowiem ci bajkę/ jak kot palił fajkę:/ To nie je bajka,/ To nie jest fajka”) i „Lekcja 18” („nie ma mnie w pokoju/ (jestem w kuchni)”); a wreszcie – zwierzęco niepokojąca „Lekcja 17” i wieńcząca tom „Lekcja 19” – upiorna dość wizja śmierci, poetyckie stwierdzenie rozkładu i próba oswojenia z nim. Żal więc w tomiku Tomasza Majerana kilku dobrych wierszy wśród poetyckich znamion jakiegoś dziwnego „uwspółcześnienia”, sankcjonującego przekleństwa i pustą formę. Mimo wszystko więc – nie pisze się tak o kocie. Bulsara